Nic nie zbliża tak, jak Wielki Szatan. Iran zostaje zapleczem zbrojeniowym Rosji

Najpierw drony różnych rodzajów. Teraz mają być też rakiety kilku typów. Iran dozbraja Rosję, choć oficjalnie się tego wypiera. Dla państwa rosyjskiego tak dumnego ze swojego przemysłu zbrojeniowego to symbol porażki. Kreml musi to jednak przełknąć, bo Irańczycy mogą mu bardzo pomóc.

Broń dla Rosji leci z Iranu już od połowy sierpnia. Jednak dopiero teraz stało się o niej naprawdę głośno, wraz z powszechnym użyciem jej do ataków na największe ukraińskie miasta. Drony-kamikadze Shahed-136 ze swoim charakterystycznym kształtem i bardzo głośnym silnikiem stały się wręcz chwilowym symbolem kampanii terrorystycznych ataków na infrastrukturę cywilną. Ogólną zasadą działania i koncepcją użycia przypominają niemieckie bomby latające V-1 z okresu II wojny światowej. I to dobrze ilustruje niezwykły regres rosyjskich sił zbrojnych, którego objawem jest sprowadzanie broni z Iranu.

Rosyjskie braki do załatania

Nieco ponad pół roku temu Rosja miała być drugą potęgą militarną świata i dysponować drugim przemysłem zbrojeniowym świata. Na ich tle Iran mógł tylko wzbudzać uśmiech politowania. Próba ognia w Ukrainie obnażyła jednak głębokie dysfunkcje rosyjskiego wojska i rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, które w czasie pokoju były pudrowane przez propagandę.

Okazało się między innymi, że po odcięciu normalnego dostępu do zachodnich, japońskich i tajwańskich podzespołów elektronicznych, rosyjskie firmy mają problem z produkcją swoich najnowocześniejszych wyrobów. Nie ustała ona całkowicie, ale prawdopodobnie nie uległa zwiększeniu, czego wymaga zużycie na froncie. Tyczy się to zwłaszcza różnego rodzaju rakiet przeznaczonych do atakowania celów lądowych, takich jak odpalane z ziemi pociski systemu Iskander, czy z powietrza Ch-101. W efekcie zapasy tego rodzaju cennego uzbrojenia zaczęły się kurczyć. Nie ma na to twardych danych, ale według zachodnich ocen, Rosjanie musieli ograniczyć użycie tego rodzaju broni, aby nie naruszyć swoich żelaznych zapasów na wypadek konfliktu z NATO.

Wojna obnażyła też degrengoladę w zakresie produkcji dronów. Front wymaga ich w ogromnych ilościach, co trudno uznać za zaskoczenie, ponieważ każda kolejna wojna w ostatnich dekadach pokazywała ich rosnące znaczenie. Rosjanie nie rozwinęli jednak ich produkcji na dużą skalę. Nie opracowali też własnych nowoczesnych rozwiązań. Nie mogli się w tym zakresie oprzeć na spuściźnie po ZSRR (bo w tamtym okresie bezzałogowce były niszą), a sami nie byli w stanie stworzyć prawdziwie rosyjskiego potencjału. Efekt jest taki, że wojsko ma na froncie zawsze za mało dronów, a jak już je ma, to ich jakość znacząco odstaje od tego, czym dysponują Ukraińcy.

Rosyjski przemysł zbrojeniowy ma jeszcze szereg innych problemów, takich jak wiek kadr, niedoinwestowanie przekładające się na starą infrastrukturę oraz park maszynowy, czy kwestię słabej jakości. Nakłada się na to masowe rozkradanie wojskowych zapasów po rozpadzie ZSRR, przez co teraz na przykład brakuje wielu części zamiennych czy wyposażenia. Generalnie jest problem z zapewnieniem sprzętu wojsku, które najechało Ukrainę. Zwłaszcza wobec ciężkich strat ponoszonych w walkach.

Irańskie uzupełnienia

Irańczycy wszystkich tych problemów Rosjan nie rozwiążą, ale mogą im istotnie pomóc. Dysponują dwoma atutami, które akurat dobrze się wpisują w rosyjskie potrzeby: drony i rakiety balistyczne. Rozmowy o tych pierwszych miały się zacząć jeszcze na przełomie wiosny i lata, kiedy Rosjanie na dobre sobie zdali sprawy ze swojego zacofania w tym zakresie i skali potrzeb. Irańczycy od dwóch dekad wkładają dużo funduszy w rozwój bezzałogowców, które traktują jako asymetryczne narzędzie walki z państwami arabskimi, uzbrojonymi w nowoczesnych zachodni sprzęt kupiony za petrodolary. Ze względu na obłożenie Iranu embargami, irańskie drony nie są ani nowoczesne, ani wymyślne. Są proste i tania, a co za tym idzie, Irańczycy najpewniej mają potencjał produkować je w znacznych ilościach.

Widać to na przykładzie wspomnianych dronów Shahed-136. Wyposażenie elektroniczne jest symboliczne. Nie ma żadnej kamery, radaru czy systemów łączności. Dron kieruje się na wskazane współrzędne geograficzne, posługując się wewnętrznym układem nawigacyjnym i wspomagając się odbiornikiem sygnałów z satelitów. Początkowo miały korzystać z cywilnych odbiorników GPS, ale Ukraińcy twierdzą, że Rosjanie instalują w nich swoje odbiorniki systemu GLONASS. W efekcie celność nie powala, ale wystarcza do terrorystycznych ataków na infrastrukturę cywilną i większe budynki. Za napęd służy kopia niewielkiego niemieckiego silnika lotniczego z lat 80., który nie ma nawet obudowy, przez co drony są wyjątkowo głośne. Do tego 50 kilogramów materiałów wybuchowych, prosty system sterowania, skorupa z laminatu, trochę elementów metalowych i gotowe. Irańczycy prawdopodobnie są w stanie produkować takie maszyny na dużą skalę, ponieważ sami wytwarzają wszystkie podzespoły.

Rosjanie wykorzystują też irańskie drony rozpoznawczo-uderzeniowe Mohajer-6. Nie wiadomo jednak w jakiej skali. Jedyny dowód na ich użycie to fakt, że jedna z tych maszyn wpadła do morza w rejonie Odessy. Ukraińcy twierdzą, że zdołali złamać zabezpieczenia łączności i nakazać jej wodowanie. Maszyna została wyłowiona i przekazana do analiz. W sieci pojawiło się też nagranie mające przedstawiać atak drona na ukraiński czołg w rejonie Chersonia. Obraz jest bardzo słabej jakości i trudno na nim cokolwiek zobaczyć. Nie przypomina jednak tego, w jaki sposób wyglądają nagrania z kamer dronów rosyjskich. Jest więc domniemywane, że to obraz z innego Mohajer-6, choć nie ma na to dowodu. Może to wskazywać na szersze użycie przez Rosjan oraz na bardzo słabą jakość stosowanej w maszynie optoelektroniki. Tego rodzaju większe drony zdolne do obserwacji oraz ataku przy pomocy lekkiej amunicji są jednak dla rosyjskiego wojska rodzynkiem (Rosjanie sami zbudowali jedynie niewielką partię około 30 maszyn tego typu o nazwie Orion).

Jeśli chodzi o irańskie rakiety, to nie ma jeszcze potwierdzenia ich przekazania rosyjskiemu wojsku. Na razie są to nieoficjalne doniesienia zachodnich mediów, cytujących anonimowych przedstawicieli zachodnich służb i irańskiej dyplomacji. Ostateczna decyzja o przekazaniu rakiet miała zapaść na początku października podczas wizyty irańskiego wiceprezydenta Mohammada Mokhbera w Moskwie. Mowa o rakietach balistycznych krótkiego zasięgu Fateh-110 i Zolfaghar, zdolnych pokonać odpowiednio 300 i 700 kilometrów. To sprzęt z kategorii dobrze w Polsce znanych rosyjskich Iskanderów. Irańskie rakiety są uznawane przez ekspertów za przyzwoitą broń, choć to, w jakim stopniu są celne, jest przedmiotem dyskusji. Na pewno nie są lepsze od Iskanderów. Jeśli Rosjanie rzeczywiście zaczną używać irańskich rakiet, to będzie to dobitnym potwierdzeniem ich poważnych problemów z produkcją własnych pocisków i ich małymi zapasami.

Nagranie ataku irańskich rakiet balistycznych na bazę wojsk USA w Iraku

Zobacz wideo

Irańskie drony i rakiety ze względu na swoją prostotę nie zmienią sytuacji na froncie. Będą mogły jednak służyć do zintensyfikowania kampanii terrorystycznej wymierzonej w ukraińską infrastrukturę cywilną. Rosjanie nie będą musieli do tego celu zużywać swojego cennego zapasu bardziej zaawansowanych rakiet.

Obopólne korzyści

Szersze użycie irańskiej broni w Ukrainie sprawi jednak, że Iran faktycznie stanie się stroną tego konfliktu. Przynajmniej tak będzie ta sytuacja postrzegana. Oznacza to wymierne koszty dla Irańczyków. W Unii Europejskiej zaczęto już rozmawiać o dodatkowych sankcjach na Iran. Dlaczego więc irańskie przywództwo, pomimo zmagania się z poważnymi problemami gospodarczymi spowodowanymi zachodnimi sankcjami, decyduje się zaangażować w wojnę po stronie Rosji i narażać się na dodatkowe problemy?

Podstawowy argument to odwieczna zasada "wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem". Największym wrogiem z perspektywy władz w Teheranie są USA. Czasem nazywane "Wielkim Szatanem". "Małym Szatanem" jest Izrael wspierany przez USA. Amerykanie rywalizują z Rosją i są jednoznacznie po stronie Ukrainy. Z perspektywy Irańczyków korzystne jest więc wspomagać Rosjan, którzy wiążą i zużywają zasoby Amerykanów.

Kolejnym argumentem może być chęć wywarcia presji na Zachód i zdobycia jakiegoś dodatkowego argumentu w rozmowach na temat nowego porozumienia, które unormowałoby relacje Iranu ze światem zachodnim i doprowadziło do zniesienia sankcji. W 2018 roku Donald Trump jednostronnie wypowiedział wcześniej obowiązujące nazywane JCPOA. Administracja Joe Bidena chciałaby do niego wrócić, albo przynajmniej do czegoś w tym kształcie, aby między innymi wpuścić irańską ropę oraz gaz na światowy rynek. Jest jednak wiele sporów na ten temat w samych USA, pomiędzy USA a ich sojusznikami, oraz pomiędzy USA a Iranem i innymi mocarstwami. Na razie nic nie zapowiada przełomu. Wszystko wskazuje na to, że na razie w Teheranie postanowiono zagrać o wyższą stawkę, ponieważ Zachód bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje tanich surowców. Wspierając Rosję, Iran zyskuje argumenty do negocjacji w przyszłości.

Rosjanie mają też pewne interesujące Irańczyków dobra. Głównie zaawansowany sprzęt wojskowy, który dotychczas sprzedawali do Iranu bardzo ostrożnie, nie chcąc nadmiernie psuć sobie relacji z Izraelem czy państwami arabskimi. Teraz ta ostrożność może trafić do kosza. Nieoficjalnie jako możliwy transfer wskazywane są myśliwce Su-35. W grę wchodzić może też wiele innych technologii i systemów.

Rosjanie mają też jeden cenny argument, czyli swoje prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a co za tym idzie zdolność blokowania inicjatyw mocarstw wobec Iranu. Do tej pory Rosja generalnie patrzyła mało przychylnie na irański program budowy broni jądrowej. Moskwa wolałaby uniknąć rozprzestrzenienia się takiego uzbrojenia, ponieważ woli świat, gdzie jej własny arsenał ma większą wartość. Teraz być może to nastawienie Rosjan się zmieni.

Iran i Rosję wiele łączy. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze więcej, a wojna w Ukrainie przeistacza się w wojnę zastępczą na pełną skalę. Z jednej strony Zachód i Ukraina, z drugiej Rosja i klub najbardziej zajadłych wrogów Zachodu, na razie w postaci Iranu.

Więcej o: