Rosyjskich rakiet dalekiego zasięgu poleciało dzisiaj rano w Ukrainę już kilkadziesiąt. Według Ukraińców już 85, z czego 43 miało zostać zestrzelonych, co nie jest nierealne, ponieważ ukraińska obrona przeciwlotnicza od miesięcy donosi o zestrzeliwaniu istotnej części rosyjskich rakiet dalekiego zasięgu.
Pociski zostały wycelowane w największe miasta. W co konkretnie, jeszcze nie jest pewne, bo doniesienia są cząstkowe. Jednak jest ewidentne, że zdecydowana większość trafia w cele cywilne.
Taki odwet za atak na Mo st Krymski pokazuje głównie słabość rosyjskiego państwa i wojska. Nie zmieniają tego raportowane trafienia w obiekty infrastruktury krytycznej, takie jak elektrociepłownie. Ukraińscy cywile cierpią od rosyjskich ataków od 24 lutego. To już ponad siedem miesięcy. Pomimo spędzania dni i tygodni w schronach, czy życia z piętnem ryzyka śmierci podczas spaceru z dzieckiem, ich wola stawiania oporu jest silna. Dzisiejsze ataki tego nie zmienią. Wręcz przeciwnie, najpewniej tylko wzmocnią nienawiść i pogardę wobec Rosjan. Przypomną żyjącym od miesięcy we względnym spokoju mieszkańcom zachodniej Ukrainy, że toczy się wojna. Tylko głupiec mógłby liczyć, że będzie w stanie takim terrorystycznym atakiem zmusić Ukraińców do uległości.
Tym bardziej takie postępowanie nie zmieni sytuacji na froncie, gdzie Rosjanie są w defensywie i doznają porażki za porażką. Co więcej, ataki terrorystyczne na miasta mówią o rosyjskim wojsku dwie ważne rzeczy.
Po pierwsze - na zamówienie polityczne zdecydowało się przeprowadzić naloty terrorystyczne, używając do tego istotnej liczby cennych rakiet kierowanych dalekiego zasięgu. Ich zapasy najpewniej nie są już duże, bo ze względu na cenę Rosjanie nigdy nie produkowali ich w ogromnych ilościach. Po pierwszych miesiącach wojny zaczęli je wyraźnie oszczędzać i używać zamiast nich starych radzieckich pocisków, projektowanych do innych zadań. Ograniczoną rezerwę rakiet manewrujących trzymali najpewniej na czarną godzinę, w rodzaju wojna z NATO. Teraz istotnie uszczuplili ten swój cenny zasób na potrzebę terrorystycznego ataku na ukraińskich cywilów.
Po drugie - tenże atak pokazuje słabość rosyjskiego rozpoznania i wywiadu. Rosjanie nie byli w stanie zorganizować jakiegoś precyzyjnego, przemyślanego i skutecznego uderzenia. Na przykład w jakiegoś ważnego ukraińskiego dowódcę wojskowego albo polityka. Czy choćby w jeden ze strategicznych mostów na Dnieprze w Zaporożu albo Dnipro, które mają ogromne znaczenie dla ukraińskiego wojska. Po prostu posłali falę rakiet na duże i łatwe do trafienia, wrażliwe cele cywilne. Rosyjski styl. Na odlew cepem. Masa, a nie precyzja. Kompletne przeciwieństwo Ukraińców, którzy w sposób jeszcze niewyjaśniony, ale na pewno wymagający dobrej pracy służb uderzyli w strategicznie kluczowy i do tego symboliczny most na Krym.
Po co więc Rosjanie to w ogóle robią? Wygląda to po prostu na akt ślepego odwetu, obliczonego głównie na potrzeby wewnętrzne. Atak na Most Krymski był też atakiem na wizerunek i wiarygodność Władimira Putina. Musiała być jakaś odpowiedź, ponieważ inaczej wódz (a wraz z nim państwo) jawiłby się jako słaby i bezsilny. Można być pewnym, że kremlowska propaganda będzie dzisiejsze ataki przedstawiać jako potężne i paraliżujące uderzenie w serce państwa ukraińskiego. Do tego zestawiać je z bagatelizowanymi skutkami ataku na Most Krymski, bo przecież zostało po jednej nitce drogowej i kolejowej. Rosja silna. Rosja potężna. Rosja pokazuje, na co ją stać, kiedy się nie ogranicza. Ukraina na kolanach.
To rozumowanie w rodzaju tego, które kierowało Adolfem Hitlerem, kiedy wydawał rozkaz przeprowadzenia ataków odwetowych rakietami V-1 i V-2 na Londyn. Militarnie sens żaden, a wręcz efekt negatywny, bo zmuszający do wykorzystania ograniczonych zasobów. Politycznie sens żaden albo i też negatywny, bo nie zmusi zaatakowanych do uległości, wręcz przeciwnie. Historia uczy, że ograniczone terrorystyczne naloty jedynie wzmacniają wolę oporu. Jedyny zysk to ewentualnie zaspokojenie żądzy odwetu własnego społeczeństwa i otoczenia władzy, które musi przyjmować raz po razie wiadomości o porażkach w walkach.
Cóż jednak z tego, skoro najpewniej najbliższe tygodnie przyniosą kolejne wiadomości z frontu o "zorganizowanych odwrotach" pod naporem Ukraińców. Mobilizacja będzie szła po grudzie, tak jak szła dotychczas. Sankcje i problemy gospodarcze też nie znikną. Zmasowane terrorystyczne uderzenie rakietowe da Rosjanom krótkotrwałą krwawą satysfakcję i tyle. Na dłuższą metę zaszkodzi, bo wzmocni wolę walki Ukraińców, być może przekona państwa Zachodu do podtrzymania lub wzmocnienia wsparcia dla Ukrainy, oraz doprowadzi do zużycia istotnej liczby cennych rakiet dalekiego zasięgu na obiekty nieistotne z punktu widzenia przebiegu działań zbrojnych.