W poniedziałek rano Rosja zaatakowała Kijów. W stolicy został ogłoszony alarm przeciwlotniczy. Nie kursuje komunikacja miejska, w tym metro. Mieszkańcy udali się do schronów. "Stolica jest atakowana przez rosyjskich terrorystów! Rakiety trafiły w obiekty w centrum miasta. [...] Głównej ulice Kijowa zostały zablokowane przez funkcjonariuszy organów ścigania, działają służby ratownicze" - napisał mer miasta.
Anton Heraszczenko, doradca szefa ukraińskiego MSW, poinformował, że do ataku na centrum Kijowa użyto dronów-kamikadze:
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
W jednym ze schronów przebywa Andrzej Zaucha, korespondent TVN24. - Kijów trochę się odzwyczaił od ataków, bo już od kilku miesięcy nie spadały tu pociski, rakiety, bomby. Ale dzisiejszy ranek był zupełnie inny. Słychać było kilka potężnych wybuchów kilkadziesiąt minut temu. Rakiety spadły na samo centrum miasta, na ulicach płoną samochody, alarm nie został odwołany - relacjonował dziennikarz.
- Są informacje, że w stronę Kijowa, ale też innych miast ukraińskich lecą rosyjskie rakiety. Atak zmasowany można powiedzieć - dodał. - Wokół Kijowa działa bardzo silna obrona lotnicza, a mimo to rakiety do centrum miasta doleciały - powiedział Andrzej Zucha i podkreślił, że atak na centrum stolicy Ukrainy może mówić tylko o jednym. - Odwet za to, co działo się w ciągu ostatnich kilku tygodni, przede wszystkim za sobotni atak na Most Krymski, za częściowe zniszczenie obiektu, który był oczkiem w głowie Władimira Putina. [...] Nie możemy też zapominać o klęskach Rosjan na froncie, o częściowej mobilizacji. [...] To też pokaz bezsilności, bo Władimir Putin i jego armia przegrywa na frontach, więc to taka próba zastraszenia Ukraińców, zniszczenia ich morale - stwierdził.
Do wybuchów doszło też w różnych częściach kraju - w obwodzie kijowskim i chmielnickim, Tarnopolu, Żytomierzu, Chmielnickim i Lwowie. Lokalne władze apelują do mieszkańców o niewychodzenie z domów i ostrożność. W kilku zaatakowanych miastach po wybuchach nastąpiły awarie w dostawach prądu do poszczególnych dzielnic.
Przypomnijmy, Władimir Putin powiedział w niedzielę, że eksplozja na Moście Krymskim, głównym szlaku zaopatrzenia dla sił Moskwy na południu Ukrainy, była "aktem terroryzmu mającym na celu zniszczenie krytycznie ważnej infrastruktury cywilnej". Dodał, że było to działanie na "zamówienie ukraińskich służb specjalnych".
Ukraina nie przyznała się do odpowiedzialności za wybuch, ale wysocy rangą rosyjscy urzędnicy zażądali szybkiej odpowiedzi Kremla przed poniedziałkowym posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa zwołanym przez Putina.
Przed poniedziałkiem przez wiele tygodni Kijów nie był celem ostrzału. - Istnieje powód polityczny, dla którego od dłuższego czasu Rosjanie nie przeprowadzili ataku rakietowego na Kijów - mówił niedawno Ołeh Żdanow, ukraiński ekspert wojskowy. Jak wyjaśnił, chodzi o powrót większości ambasad do stolicy Ukrainy. - Brakuje jeszcze, żeby Moskwa uderzyła rakietą w obywatela państwa NATO... To pomaga miastu w obronie - stwierdził wówczas Żdanow.