W Rosji powstaje sojusz dowódcy Gwardii Narodowej - Wiktora Zołotowa, właściciela prywatnej firmy wojskowej Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna oraz prokremlowskiego przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa i - ocenił rosyjski opozycjonista Michaił Chodorowski. Dodał, że być może w sojuszu znalazła się też bankowy magnat Jurij Kowalczuk. Według spekulacji grupa ma dążyć do dalszego prowadzenia wojny i osiągnięcia celów ideologicznych za wszelką cenę. Druga frakcja złożona ma być natomiast z urzędników, którzy obawiają się utraty aktywów i rezydencji na Zachodzie, i w związku z tym chcą negocjować, ale boją się prezydenta.
Pojawia się także coraz więcej nieprzychylnych głosów w kierunku Putina. Amerykański wywiad ustalił, że jeden z członków wąskiego kręgu dyktatora wprost krytykował go za "rozległe mankamenty militarne". Z kolei inne źródła informowały o urzędnikach krytykujących prowadzenie wojny i mobilizacji - podał w sobotę (8 października) Instytut Studiów nad Wojną, powołując się na dziennik "Washington Post".
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Według ISW Kadyrow i Prigożyn najprawdopodobniej będą dążyli do osiągnięcia postępów w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy. Wszystko po to, aby zaznaczyć swoją obecność i zbudować reputację wśród nacjonalistycznych komentatorów. Wojska rosyjskie osiągały tam w ostatnich dniach postępy, najpewniej przy wsparciu wagnerowców i Kadyrowa. Źródła podają, że Prigożyn wysłał 1000 najemników do wzmocnienia pozycji w Lisiczańsku.
7 października rosyjskie media informowały o zastąpieniu dowódcy Wschodniego Okręgu Wojskowego Aleksandra Czajki przez Rustama Muradowa. Jednak pierwsze doniesienia o tej decyzji pojawiły się już na początku września. Amerykański think tank ocenił, że Putin celowo wstrzymał się z ich oficjalnym potwierdzeniem, aby zrobić z Czajki kozła ofiarnego po porażkach wojskowych w obwodzie charkowskim i Łymanie.
Doniesienia o podziałach na Kremlu zyskują popularność w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej, co osłabia wizerunek Władimira Putina i podważa przekonanie o stabilności jego reżimu - ocenił Instytut Studiów nad Wojną.
"Przedstawienie fundamentalnych różnic zdań wewnątrz wąskiego kręgu Putina oraz podważanie jego decyzji wewnątrz rosyjskiej nacjonalistycznej przestrzeni informacyjnej, nawet po cichu, niesie ze sobą ryzyko pokazania Putina jako słabego i niemającego pełnej kontroli nad swoim rządem. Prawdziwość lub fałszywość tego przedstawienia jest mniej ważna niż (samo) przedostanie się go do odbiorców, na których Putin najbardziej opiera się w kwestii dalszego poparcia dla jego wojny" - czytamy w raporcie.
Analitycy ISW zwrócili również uwagę na spotkanie Władimira Putina z nauczycielami, które było transmitowane 5 października w państwowej telewizji. Dyktator poruszył temat powstania Pugaczowa - powstanie chłopskie w Rosji w latach 1773-1775 dowodzone przez Jemieliana Pugaczowa, zagroziło rządom carycy Katarzyny Wielkiej.
Putin zapytał jednego z pedagogów z Iżewska, jak przedstawia uczniom powody rebelii. Nie był zadowolony z odpowiedzi, po czym udzielił własnego wyjaśnienia: "Przywódca (powstania) twierdził, że jest carem. Jak do tego doszło? Dlaczego było to możliwe? (...) Z powodu elementu osłabienia władzy centralnej".
"Ta rozmowa była dziwaczna i fascynująca, ponieważ nie ma powodu, dla którego Putin miałby myśleć o powstaniu Pugaczowa ani martwić się, że ktoś inny stwierdzi, że jest carem, chyba że oczywiście Putin odczuwa osłabienie władzy centralnej, czyli swojej" - ocenił ISW.
Rosyjski opozycjonista Michaił Chodorkowski w rozmowie z ukraińską agencją UNIAN stwierdził, że bezpośrednią przyczyną utworzenia sojuszu jest dążenie Prigożyna i Zołotowa do odwołania ministra obrony Siergieja Szojgu, coraz częściej oskarżanego o porażki rosyjskiej armii w Ukrainie.
- To nic nowego. Prigożyn od dawna chciał przejąć kontrolę nad przepływami finansowymi w resorcie obrony - mówił 7 października. - W mojej opinii ten alians, który powstaje na naszych oczach, […] jest dla Putina groźny - podkreślił. Dodał, że spory i taktyczne porozumienia w rosyjskich elitach mogą "w pewnym momencie" doprowadzić do rządów "wojskowej junty". - Taka grupa kolegów i znajomych nie utrzymałaby się jednak przy władzy zbyt długo - przypuszcza Chodorowski.
Michaił Chodorkowski od 1997 roku stał na czele spółki naftowej Jukos. W 2004 roku był uważany za najbogatszego człowieka w Rosji. Kreml uznał go jednak za wroga. Został oskarżony o korupcję i skazany na 10 lat łagru. W 2013 roku wyszedł na wolność. Od tamtej pory mieszka poza granicami Rosji.