"Jak przekonują rozmówcy ''DGP' w Mińsku, w strukturach NATO i w polskich kręgach rządowych - Rosjanie sugerują Łukaszence, że dalsze pozorowanie współpracy może się skończyć pozbawieniem dyktatora władzy lub życia" - można przeczytać w czwartkowym (6 października) wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej".
Jak zauważa dziennik, Kreml już przed wojną w Ukrainie przekształcił Białoruś w federalny okręg wojskowy, jednoznacznie wskazując Łukaszence, by ten zaangażował się w działania wojskowe. Z terenu Białorusi Rosja prowadziła m.in. ostrzał północnej części Ukrainy. Teraz, gdy wojska ukraińskie odbijają kolejne tereny, Kreml chce, by Białoruś pokazała swoją "solidarność" z Moskwą.
"Pretekst łatwo znaleźć: skoro Moskwa uznała okupowane terytoria Ukrainy za własne, może się odwołać do zasad Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym i wezwać Mińsk do wysłania wojsk" - pisze "DGP". Białoruscy analitycy obawiają się, że Władimir Putin może nawet pokusić się o włączenie Białorusi do Rosji, co zwiększy "możliwości mobilizacyjne" jego wojsk.
- Po raz pierwszy Putin zażądał faktycznego włączenia się do wojny 27 lutego 2022 r., gdy okazało się, że nie udało się zdobyć lotnisk wokół Kijowa. Łukaszenka zamarkował kilka ruchów, wysyłając w okolice Kobrynia 38. Brygadę Desantowo-Szturmową. Pozorował ruchy - powiedział jeden z rozmówców "DGP". - Dziś Rosja stoi w obliczu klęski. Mobilizacja nie idzie, jak trzeba. Trwają poszukiwania rekrutów wśród więźniów. Są również silne naciski na Łukaszenkę, by dostarczył żołnierzy. Łącznie z groźbami pozbawienia go władzy lub życia i zastąpienia osobą w pełni sterowalną przez Moskwę - dodaje informator.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Alaksandr Łukaszenka we wtorek potwierdził, że Białoruś bierze udział w "operacji specjalnej" - jak Kreml określa wojnę w Ukrainie. - Nie ukrywamy tego, że tam uczestniczymy. Ale nikogo nie zabijamy. Nigdzie nie wysyłamy naszego wojska. Nie naruszamy naszych zobowiązań - podkreślił prezydent Białorusi.
Następnie Łukaszenka starał się wybielić białoruski udział w ataku na Ukrainę. - Nasz udział ma zapobiec rozprzestrzenieniu się tego konfliktu na terytorium Białorusi, to po pierwsze. Po drugie, chodzi o to, aby zapobiec uderzeniu na Białoruś pod przykrywką specjalnej operacji wojskowej z Polski, Litwy i Łotwy - twierdził polityk, którego twierdzenia nie znajdują odbicia w rzeczywistości. Poza tym Białoruś pomaga leczyć rannych Rosjan. - Żywimy głównie tych uchodźców, biednych, biednych ludzi, którzy przyjeżdżają do nas z Ukrainy 400-500 osób dziennie. Mamy ich nie karmić, nie leczyć?! To jest nasz udział w tej operacji wojskowej. Innego nie ma i nie będzie - deklarował.