22-letnia Mahsa Amini zmarła ponad tydzień temu w szpitalu w Teheranie, po tym jak zatrzymała ją policja. Władze podają, że przyczyną śmierci kobiety była wada serca, ale jej rodzina twierdzi, że została pobita przez funkcjonariuszy. Krótko po jej śmierci w Teheranie wybuchły protesty, które rozprzestrzeniły się na większość prowincji w kraju.
Irańskie władze próbują stłumić protesty siłą. Organizacje paramilitarne strzelają w kierunku zbuntowanego tłumu z ostrej amunicji, co ukazują filmy zamieszczane w mediach społecznościowych. Według informacji agencji Associated Press aresztowano już koło 1200 osób. Niektóre demonstrantki zdejmowały hidżaby i paliły je lub symbolicznie obcinały włosy przed wiwatującym tłumem.
Manifestujący skandowali: "Kobieta! Życie! Wolność!". Takie hasła pojawiały się również na przyniesionych przez nich transparentach.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
W czasie protestów zginęło ponad 40 osób. Jak podaje "The Guardian", wśród ofiar są zarówno demonstranci, jak i funkcjonariusze sił państwowych. Szacuje się jednak, że rzeczywista liczba ofiar jest znacznie wyższa, niż ta oficjalnie przekazywana. W niedzielę wieczorem organizacja Iran Human Rights, która ma siedzibę w Norwegii, poinformowała, że zginęło co najmniej 57 osób, jednak przerwy w dostępie do internetu utrudniają ustalenie dokładnej liczby ofiar.
Zamieszki należą do najpoważniejszych w Iranie od listopada 2019 roku, kiedy protestowano w związku z podwyżkami cen paliw. Władze w Teheranie oskarżają o inspirowanie do buntów Zachód. Opublikowały też zdjęcia broni, którą rzekomo miał dostarczać "buntownikom" Azerbejdżan.
Gholamhossein Mohseni Ejei, główny sędzia Iranu, "podkreślił potrzebę zdecydowanych działań bez pobłażliwości" wobec demonstrantów.
Protesty odbywają się również w innych krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii czy Kanadzie.