Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka w piątek 23 września wybrał się do Chatynia pod Mińskiem, gdzie nadzorował postępy nad renowacją kompleksu pamięci. Podczas wystąpienia na miejscu twierdził, że to on osobiście podjął decyzję o "uwolnieniu" Andżeliki Borys z więzienia. Miał to zrobić po pisemnej prośbie jej matki.
Fragment nagrania, w którym Łukaszenka mówi o swoim osobistym udziale w uwolnieniu Andżeliki Borys udostępnił w mediach społecznościowych Biełsat TV. Na początku nagrania białoruski prezydent mówi o tym, że "zawsze jest gotów rzucić się w ogień i płomień, żeby bronić człowieka".
- Dlatego żadnego targowania się [z Zachodem o więźniów politycznych] być nie może. Musicie wyciągnąć z tego jeden wniosek, jeśli oni dojdą do władzy, będą postępować tak, jak mówią. Tak właśnie będzie. Nigdy tego nie robiłem i nie zamierzam robić - kontynuował wywód Łukaszenka.
Jako dowód na potwierdzenie swoich słów podał Andżelikę Borys, prezeskę Związku Polaków na Białorusi, która od marca 2021 roku była przetrzymywana w więzieniu za organizację wydarzenia upamiętniającego żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego na Białorusi, co uznano za "podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym", "rehabilitowanie nazizmu i wychwalanie zbrodniarzy wojennych".
Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Wydawałoby się, że to wróg, wróg dla Białorusi. Trafiła tam [do więzienia]. I kto jej pomógł? Nikt jej nie pomagał, nikt się nie rzucił jej bronić i tak dalej - przekonywał Łukaszenka. Jak twierdził dalej, miała do niego napisać matka kobiety z prośbą o jej uwolnienie.
- Myślę sobie: "No, słuchaj, Borys jest taka i owaka. Dobra, będzie siedziała, i co z tego? Staruszka przyszła, prosi". To była moja osobista decyzja. Wszyscy byli przeciwko temu. No i co, kraj się zawali od tego? Nie. Trzeba wypuścić. Matka przyjechała. Mówię: "Oddajcie ją matce". Zgodnie z prawem, wszystko jak należy. Matka przyjechała, zabrała ją. Do dziś jest wdzięczna - kontynuował, stawiając siebie w roli "litościwego" lidera.
Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi, została aresztowana przez białoruski reżim 23 marca 2021 roku w związku z organizacją wydarzenia, które - według władz - miało być nielegalne (chodziło o upamiętnienie żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego na Białorusi). Dwa dni później zatrzymani zostali też Andrzej Poczobut, Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Anna Paniszewa. Formalnie zostali zatrzymani na podstawie artykułu "o podżeganiu do nienawiści na tle narodowościowym", za co grozi kara od 5 do 12 lat pozbawienia wolności.
Aktywistów oskarżano o "rehabilitowanie nazizmu oraz wychwalanie zbrodniarzy wojennych". Biernacka, Tiszkowa i Paniszewa zostały zwolnione z więzienia w maju ubiegłego roku, skąd przy wsparciu MSZ trafiły do Polski. Propozycję opuszczenia Białorusi miał otrzymać też Poczobut, jednak z niej nie skorzystał. Borys chciała natomiast opuścić kraj ze względu na pogarszający się stan zdrowia, ale białoruskie władze jej tego odmawiały. W marcu bieżącego roku Borys opuściła więzienie, które według niezależnych mediów zamieniono na areszt domowy.
Andrzej Poczobut nadal przebywa w więzieniu. W piątek wieczorem Centrum obrony praw człowieka Wiasna informowało, że został przewieziony z Mińska do aresztu w Grodnie. Z kolei 19 września organizacja przekazała, że jego sprawą zajmie się są obwodowy, oczekiwanie na proces może przeciągnąć się nawet dwa miesiące.