Rosja najprawdopodobniej nie będzie w stanie stworzyć sił rezerwowych nawet słabej jakości, jeśli Kreml nie zajmie się kwestiami fundamentalnymi i systemowymi - podał w sobotę (24 września) w najnowszym raporcie amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW).
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Według doniesień Kreml planuje zakończyć "częściową mobilizację" przed 10 listopada. ISW przekazał, że Kreml chce zwerbować 1,2 mln mężczyzn, a nie - jak oficjalnie ogłoszono - 300 tys.
Mobilizacją obejmowani są mężczyźni, którzy nie spełniają przedstawionych przez Kreml kryteriów - napisał ISW, powołując się na doniesienia rosyjskich blogerów i użytkowników mediów społecznościowych. Pojawiają się głosy, że wezwania otrzymują starsi, studenci, pracownicy przemysłu zbrojeniowego, cywile bez doświadczenia bojowego, pracownicy linii lotniczych i lotnisk, osoby z chorobami przewlekłymi.
Jak zauważył amerykański instytut, rozbieżności pomiędzy treścią dekretu a wypowiedziami prezydenta Władimira Putina i ministra wywołują gniew i brak zaufania do władz rosyjskich podmiotów federalnych i samego Kremla.
Niejednolite warunki w różnych regionach mogą zaostrzać napięcia społeczne - prognozują analitycy. W ciągu pierwszych 48 godzin mobilizacji doszło do protestów, podpaleń komisji wojskowych, aktów wandalizmu, a przede wszystkim masowych ucieczek z kraju.
Po apelu Władimira Putina regularnie dochodzi do podpaleń komisji wojskowych. Nocą ze środy na czwartek w płomieniach stanęły punkty w Petersburgu, Niżnym Nowogrodzie i w obwodzie orenburskim, a w sobotę (24 września) w Kostromie - pisze portal Mediazona, dodając, że na fasadzie biura w Kostromie przeciwnicy nowego dekretu napisali: "Mobilizuj swój odbyt, psie!".
Orędzie Władimira Putina wywołało wzmożony ruch na granicy rosyjsko-gruzińskiej. Choć Rosjanie nie są mile widziani w Gruzji, to kraj jest jednym z niewielu sąsiadów, który nie wymaga wiz, nie stawia ograniczeń w osiedlaniu się czy otwieraniu działalności gospodarczych.
Rosjanie, którzy mają na samochodach naklejki z literami "Z" bądź też "V", nie są przepuszczani przez granicę - podaje portal Nexta. Świadkowie twierdzą, że to uciekinierom w niczym nie przeszkadza - po prostu je usuwają. Litera "Z" jest symbolem poparcia wojny i rosyjskiej okupacji. Ukraińcy traktują ją wręcz jak swastykę.
Przypomnijmy, ucieczkę do Gruzji utrudnił Rosjanom sam Władimir Putin. W 2019 r. kazał zawiesić połączenia lotnicze z Tbilisi. W ten sposób chciał ukarać sąsiadów za ich bunt po tym, gdy w gruzińskim parlamencie wystąpił rosyjski deputowany Siergiej Gawriłow na miejscu przewodniczącego. Dla Gruzinów był to policzek, zwłaszcza że Kreml okupuje 20 proc. ich terytorium - Abchazję i Osetię Południową, którą nazywają Samaczablo.
Główną trasą ucieczki przed mobilizacją wojskową w Rosji stała się Finlandia. Helsinki w obawie przed zbyt dużym napływem obcokrajowców ze wschodniej granicy ogranicza wjazd osób z wizami turystycznymi. Nowe wizy turystyczne nie będą już wydawane Rosjanom.
Więcej na ten temat w artykule: