Władimir Putin ogłosił w środę mobilizację wojskową. Rosjanie zaczęli masowo kupować bilety lotnicze, aby uciec z kraju, a także zaczęli szukać sposobów, aby uniknąć poboru do wojska, m.in. wyszukiwali w internecie, jak w domu złamać rękę, by uniknąć poboru. Okazuje się jednak, że również dzieci urzędników kremlowskich starają się wymigać od służby w rosyjskiej armii i wysłania na front.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Prowadzący kanału "Polityka popularna" i jednocześnie jeden ze współpracowników Aleksieja Nawalnego postanowił, podszywając się pod pracownika wojskowej komendy uzupełnień, zadzwonić do syna Dmitrija Pieskowa. Powiedział mężczyźnie, że ma się stawić na komendzie następnego dnia o godz. 10:00.
Syn rzecznika Kremla zapowiedział jednak, że nie stawi się w wyznaczonym terminie. - Jeśli wie pan, że nazywam się Pieskow, to powinien pan zdawać sobie sprawę, jak jest to nie do końca odpowiednie, bym tam się znajdował. Załatwię to na innym szczeblu, muszę zrozumieć, co się dzieje i jakie mam prawa - odpowiedział, cytowany przez Ukraińską Prawdę. Jak dodał, "nie ma problemu z obroną ojczyzny", jednak "musi zrozumieć celowość jego pojawienia się" na komendzie.
Zgodnie z dekretem opublikowanym na stronie Kremla mobilizacja wojskowa rozpoczęła się w trybie natychmiastowym. Dokument spod obowiązku mobilizacji wyłącza osoby skazane na karę więzienia, niezdolnych do służby wojskowej z powodów zdrowotnych i osoby, które przekroczyły wiek poborowy. Według władz w Moskwie dekret dotyczy tylko przeszkolonych wcześniej rezerwistów i osób, które odbywały służbę na podstawie kontraktów.
Kreml zapewnia, że mobilizacja obejmie 300 tysięcy rezerwistów, jednak - jak podają rosyjskie niezależne media - punkt dotyczący liczby zmobilizowanych jest utajniony.