Wojna w Ukrainie. Dlaczego Putin ogłosił mobilizację? "Rosja potrzebuje przymusowego zaciągu"

- Dla mnie decyzja Kremla to wyznacznik tego, że akcja zaciągu ochotników nie przynosi takich efektów, jakby oczekiwali rosyjscy przywódcy - tak komunikat Kremla o ogłoszeniu częściowej mobilizacji w Rosji ocenia w rozmowie z Gazeta.pl Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".

Władimir Putin ogłosił powołanie ok. 300 tys. rezerwistów. W orędziu do narodu wygłoszonym w poniedziałkowy poranek, stwierdził też, że Zachód próbuje zniszczyć Rosję. - Celem Zachodu jest osłabienie i zniszczenie Rosji. Kijów publicznie odrzuca osiedlanie się (Rosjan - red.) w Donbasie. Do walki z nazistami w Ukrainie potrzebna była specjalna operacja. Jej cele pozostają niezmienione - mówił. 

Zobacz wideo Putin ogłasza mobilizację. Komorowski: To przyznanie się do porażki. Operacja specjalna spaliła się na panewce

Putin powołuje rezerwistów. Dziennikarz wojskowy: Rosja potrzebuje przymusowego zaciągu

Co w praktyce może oznaczać decyzja Putina? W rozmowie z Gazeta.pl ocenił to Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa"

- Te 300 tys. nowych żołnierzy nie zostanie powołanych jednego dnia. To będzie proces. Mówimy raczej o przedsięwzięciu, którego efekty zobaczymy najwcześniej za kilka tygodni, a w perspektywie dającej jakieś konkretne rezultaty mowa o kilku miesiącach. Tych ludzi trzeba przygotować do służby w wojsku, przygotować do udziału w wojnie, a nie zajęć na poligonie - stwierdził.

Dla mnie decyzja Kremla to wyznacznik tego, że akcja zaciągu ochotników nie przynosi takich efektów, jakby oczekiwali rosyjscy przywódcy. A ponadto jest dużo sygnałów, że żołnierze kontaktowi zrywają swoje umowy. Mówiąc krótko: żeby Rosja w ogóle była  wstanie prowadzić wojnę, potrzebuje przymusowego zaciągu

- dodał. 

Rozmówca Gazeta.pl odniósł się też do słów Siergieja Szojgu, który stwierdził, że możliwości mobilizacyjne Rosji są znacznie większe i sięgają 25 mln osób. 

- 25 mln to jest statystyka, ewidencja, a w gruncie rzeczy fantastyka. To po prostu liczba osób w określonym w wieku. W Polsce też moglibyśmy powiedzieć, że zasoby rezerwistów to kilka milionów ludzi – na tej samej zasadzie. I takie głosy dotyczące możliwości polskiej armii słyszałem - stwierdził Mariusz Cielma.

"Referenda" są po to, by dać pretekst Rosji do ataku nuklearnego? "Groźby z kategorii retorycznych"

Szef "Nowej Techniki Wojskowej" odniósł się też do zapowiedzianych przez Rosję plebiscytów ws. przyłączenia do Rosji terenów samozwańczych republik Ługańskiej czy Donieckiej. - Decyzja o tzw. referendach na okupowanych terytoriach to zabieg czysto polityczny. Na froncie nie ma widocznych sukcesów, więc trzeba ogłosić inne "zwycięstwo". Według mnie nawet ogłoszenie wyników referendów nie zmieni podejścia Ukrainy czy Zachodu do statusu tych terytoriów. Być może pozwoli Rosjanom zmobilizować więcej ludzi do wojska z tych obszarów, zaoferować im jakieś zabezpieczenie socjalne, zapowiedzieć odszkodowania na wzór tych, które przysługują żołnierzom z Federacji Rosyjskiej - ocenił dziennikarz.

Odniósł się też do ewentualnych zagrożeń wynikających z włączenia - w opinii Moskwy - nowych obszarów do terytorium Rosji. - Jest obawa, że atak na anektowane terytoria skłoni Kreml do bardziej zdecydowanych działań. Rosjanie zakładają w doktrynie jako pierwsza strona użycie broni nuklearnej, kiedy terytorium rosyjskie będzie zagrożone. Ale i takie groźby zaliczyłbym do tych z kategorii retorycznych. Rosjanie są przecież ostrzeliwani na Krymie czy nawet w obwodzie biełgorodskim. Codziennie są informacje, że jakieś obiekty na terytorium właściwej Rosji zostały ostrzelane. A mimo to Rosja nie realizuje swoich gróźb - stwierdził Mariusz Cielma. 

Więcej o: