Zdaniem rosyjskiego prawnika i działacza opozycyjnego Marka Fejgina na Kremlu panuje chaos - stwierdził w rozmowie z ukraińską telewizją TSN. Niepowodzenia armii Władimira Putina oraz pogarszająca się sytuacja gospodarcza w Rosji sprawiają, że coraz częściej pojawiają się pytania o to, czy może dojść do wielkiego przewrotu na Kremlu.
Ponadto Biały Dom nie wyklucza, że prezydent Rosji przeprowadzi wkrótce mobilizację. - Po prostu potrzebuje więcej ludzi w obliczu sukcesów Ukrainy, szczególnie odnoszonych na północnym wschodzie - stwierdził we wtorek (20 września) doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan.
- Ogólna mobilizacja w Rosji zakończy się protestami, bo nikt nie będzie chciał walczyć o szefa Kremla Władimira Putina - skomentował tego samego dnia doniesienia rosyjski opozycjonista Dmitrij Gudkow na antenie TSN.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Według Marka Fejgina na Kremlu szykują się zmiany. Nie wykluczył, że Władimira Putina na stanowisku prezydenta może zastąpić Michaił Miszustin, czyli obecny premier Rosji, lub Nikołaj Patruszew, pełniący funkcję szefa Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Publicysta i politolog Andriej Piontkowski z kolei uważa, że uprawnienia prezydenta Federacji Rosyjskiej zostaną przekazane kolektywnemu organowi - Radzie Bezpieczeństwa. Inicjatorem takiego scenariusza ma być Jurij Walentowicz Kowalczuk, "który jest jednym z najbliższych Putinowi ludzi".
- On jest menedżerem wielkiego imperium finansowego i zarazem guru polityki zagranicznej. Kowalczuk to klasyczny ultrafaszysta wyznający skrajnie imperialne poglądy. To ideolog wojny z Ukrainą i Zachodem, który pchnął Putina do "operacji specjalnej" - podsumował.
Po deokupacji Chersonia rosyjskie "elity" zrozumieją, że jedynym wyjściem jest pozbycie się Putina i odbiorą mu władze. Mogą wysłać dyktatora na emeryturę lub ogłosić jego rzekomą chorobę - przekazał ukraińskiej telewizji.
Jak pisaliśmy w Gazeta.pl, na początku marca wśród kandydatów na nowego prezydenta wymieniany był m.in. obecny mer Moskwy i były wicepremier - Siergiej Sobianin. Dmitrij Miedwiediew (poprzedni przywódca Rosji, który w ostatnim czasie zdobywa zainteresowanie zagranicznych mediów głównie za sprawą absurdalnych wypowiedzi) został wówczas całkowicie pominięty.
"Były premier nie cieszy się dużym szacunkiem ani w społeczeństwie, ani w kręgach Kremla. Nawet dla Putina Miedwiediew był zawsze bardziej sługą, także w czasie, gdy obaj panowie musieli zamienić się urzędami na cztery lata, ponieważ Putin po trzech kadencjach w 2008 r. nie mógł ponownie kandydować na prezydenta" - przypominał wówczas "Bild".
O prezydenturze Miedwiediewa wspomniał również Donald Tusk w książce "Wybór", którą napisał z Anne Applebaum. "Kiedy próbowałem z nim rozmawiać na poważniejsze tematy, mówił: 'Przepraszam, ale o tym to proszę z szefem'. Nie pozostawiał żadnych wątpliwości, jaka hierarchia panuje na Kremlu" - czytamy w publikacji.