Zakończyła się audiencja Liz Truss u królowej, a to oznacza, że Brytyjczycy mają nową szefową rządu. Polityczka została piętnastym premierem, któremu Elżbieta II powierzyła zadanie stworzenia rządu. To trzecia - po Margaret Thatcher i Theresie May - kobieta na tym stanowisku.
Liz Truss wróci teraz na Downing Street, gdzie wygłosi swoje pierwsze przemówienie.
Polityczka została wybrana na szefową Partii Konserwatywnej - a co za tym idzie również na premierkę - w poniedziałek.
Wcześniej monarchini Elżbieta II przyjęła dymisję Borisa Johnsona.
Zwykle audiencje odbywały się w Buckingham Palace, jednak ze względu na stan zdrowia 96-letnia Elżbieta II tym razem została w szkockim Balmoral.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Przypomnijmy, rząd Borisa Johnsona zaczął się sypać po tym, jak media ujawniły sprawę afery obyczajowej. Chodzi o awans Chrisa Pinchera. Mimo że na członku partii konserwatywnej ciążyły zarzuty dotyczące molestowania seksualnego, premier powołał go na stanowisko zastępcy whipa, czyli osoby odpowiedzialnej za dyscyplinę w klubie poselskim. Sprawę pogorszyły mało wiarygodne i, jak wszystko wskazuje, nieprawdziwe wyjaśnienia, które przez ostatnie kilka dni składał rzecznik lidera. Upierał się, że Johnson o niczym nie wiedział.
Afera spowodowała lawinę odejść z rządu Wielkiej Brytanii. W ciągu dwóch dni opuściło go blisko 60 urzędników i współpracowników premiera - co jest rekordowym wynikiem. Jako pierwsi 5 lipca rezygnacje złożyli minister finansów Rishi Sunak i minister zdrowia Sajid Javid. Ostatni do dymisji podał się brytyjski minister do spraw Irlandii Północnej Brandon Lewis. "Jasne jest, że nasza partia, koledzy w parlamencie, wolontariusze i cały kraj zasługują na więcej" - napisał polityk w liście rezygnacyjnym. Szczerość, etyka, wzajemny szacunek - zdaniem byłego już ministra - administracja Borisa Johnsona nie reprezentowała tych wartości. "Broniłem tego rządu, zarówno prywatnie, jak i publicznie. Jesteśmy już jednak w punkcie, z którego nie ma odwrotu" - dodał Lewis.
Ostatecznie Boris Johnson podał się do dymisji 7 lipca.
Były już premier zapowiedział, że będzie popierał nowy rząd "na każdym kroku". Zaapelował też o jedność do członków swego ugrupowania podzielonych po okresie jego rządów i po burzliwej kampanii, która wyłoniła następcę Johnsona. - Politykowanie się skończyło, moi drodzy konserwatyści - powiedział żegnający się ze stanowiskiem polityk.