19-letni Landon P. przyznał się, że celowo zostawił swojego rocznego syna Kylera w nagrzanym samochodzie. Chłopiec spędził tam pięć godzin, a następnie zmarł. Mężczyzna początkowo nie ujawniał, co dokładnie się stało. Teraz przebywa w areszcie.
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Landon P. pojawił się ze swoim nieprzytomnym synem w szpitalu Cleveland Clinic Union w czwartek 1 września o godz. 14:00. Tam okazało się, że chłopiec nie żyje. Wydział Policji w New Philadelphia w Ohio przeprowadził dochodzenie w tej sprawie.
"Podczas wstępnego śledztwa pojawiły się niespójności w zeznaniach złożonych przez ojca. W miarę kontynuowania czynności i zbierania dowodów ojciec został skonfrontowany z nowymi informacjami i wyznał detektywom, co stało się z jego synem" - przekazała tamtejsza policja. W trakcie dalszych przesłuchiwań okazało się, że chłopiec przez pięć godzin był zamknięty w nagrzanym samochodzie. Tego dnia temperatura na zewnątrz wynosiła 30 st. C. "Nie chodziło o zapomnienie dziecka, ale o celowe działanie, aby dziecko nie zakłócało przebywania w domu" - przekazuje komendant policji Mike Goodwin.
19-letni Landon Parrot usłyszał już zarzuty. Został oskarżony o morderstwo i nieumyślne spowodowanie śmierci. Postawiono mu również dwa zarzuty zagrożenia życia dziecka. Od piątku 2 września mężczyzna przebywa w więzieniu w hrabstwie Tuscarawas. Sąd wyznaczył za niego kaucję w wysokości 250 tys. dolarów.