Informację o niecodziennym zdarzeniu podał profil na Twitterze "UA Weapons Tracker", który od początku wojny stwarza wrażenie wiarygodnego. Prowadzą go ludzie, którzy zajmują się śledzeniem konfliktów zbrojnych od wielu lat.
To, co piszą teraz, brzmi jednak fantastycznie. Ukraiński czołg miał ostrzelać rosyjskiego przeciwnika z 10600 metrów i go zniszczyć. Fantastycznie, ponieważ standardowy pojedynek czołgowy to dystans 1-2 kilometrów. Może 3-4 w warunkach pustynnych, gdzie po prostu jest płasko i bez roślinności, która blokowałaby pole widzenia. Standardowo czołgi muszą się bowiem "zobaczyć", aby następnie do siebie strzelić po linii prostej. Taki rodzaj pojedynku czołgowego pokazują wszystkie filmy.
Dodatkowo na dystansach wynoszących ponad dwa kilometry istotnie spada celność, zwłaszcza w przypadku maszyn o korzeniach radzieckich. Nie wspominając o takich, które służą w wojsku już od dekad, od kilku lat są wykorzystywane bojowo i nie są w idealnym stanie. Tak jak większość ukraińskich.
W opisanym przypadku Ukraińcy mieli zastosować jednak specyficzną metodę prowadzenia ognia. Otóż w krajach byłego bloku wschodniego czołgistów szkoliło się i nadal miejscami szkoli do prowadzenia tak zwanego ognia pośredniego. Czyli bez widoczności celu, niczym artyleria. Pocisk nie leci po linii prostej do celu, ale parabolą. W taki sposób zasięg ognia dla armat czołgowych kalibru 125 milimetrów, czyli ex-radzieckiego standardu, wynosi właśnie około 10 kilometrów. I Ukraińcy jeszcze od początku wojny w 2014 roku wykorzystują swoje czołgi w roli takiej prowizorycznej artylerii, kiedy brakuje im tej prawdziwej. Mieli nawet opracować do tego celu specjalną aplikację, pomagającą czołgistom lepiej obliczyć konieczne nastawienia armaty.
Tak też miało być w tym przypadku. Ukraiński czołg strzelał ogniem pośrednim, dron obserwował rosyjską maszynę, a jego operator informował o koniecznych poprawkach w ustawieniach armaty. Po wystrzeleniu łącznie 20 pocisków burzących (takich, które wybuchają po uderzeniu w przeszkodę), ukraińskim czołgistom udało się wreszcie skutecznie trafić. Od wybuchu rosyjski czołg zapalił się i spłonął.
Do tej pory za najdłuższy dystans skutecznego zniszczenia czołgu przez inny czołg, uznawano 5,1 kilometra (według części źródeł 4,7 kilometra). Tego rekordowego wyczynu dokonali brytyjscy czołgiści podczas operacji Pustynna Burza w 1991 roku. Czołg Challenger zniszczył T-72. Tamten strzał był standardowy, po linii prostej i skończył się bezpośrednim trafieniem, czyli był znacznie bardziej wymagający. Można się więc spodziewać, że będą dyskusje na temat tego, czy Ukraińcom można "uznać" rekord. Tym bardziej że nie wiadomo na razie kto, gdzie i kiedy miał go ustanowić.