Paweł Fiłatiew opublikował 141-stronicowy dziennik opisujący jego doświadczenia na froncie na wojnie w Ukrainie. Na spisanie swojej relacji z frontu zatytułowanej "ZOV" (nazwa pochodzi od prowojennego rosyjskiego symbolu malowanego na rosyjskich pojazdach), poświęcił 45 dni - donosi "The Guardian".
34-letni Paweł Fiłatiew w wojsku był spadochroniarzem. Początkowo został wysłany z Krymu na Ukrainę, a następnie trafił do Chersonia. Brał udział w zajmowaniu ukraińskich portów, a przez ponad miesiąc w walkach w pobliżu Mikołajowa. Później Fiłatiew został ranny - doznał urazu oka i ewakuowano go z Ukrainy. Podczas ostrzału Mikołajowa Rosjanin postanowił, że jeżeli przeżyje, zrobi wszystko, aby zakończyć wojnę.
Fiłatiew w rozmowie z "The Guardian" wyjawił, że po wylądowaniu w Chersoniu spadochroniarze zaczęli kraść wszystkie cenne towary oraz komputery, a następnie jedzenie. - "Jak dzicy jedliśmy tam wszystko: płatki owsiane, owsiankę, dżem, miód, kawę". Podkreślił, że przez miesiąc żołnierze nie mieli dostępu do normalnego jedzenia czy prysznica. Zwrócił uwagę na sytuację rannych Rosjan, którzy nie są poddani odpowiedniej opiece lekarskiej. Wyjawił także, że rodziny marynarzy okrętu Moskwa, którzy polegli w walce, nie otrzymali odszkodowań.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Rosjanin wspomniał o nieprzygotowaniu odpowiedniego sprzętu dla żołnierzy. Dodał, że niektóre karabiny były zardzewiałe. - Byliśmy po prostu idealnym celem - stwierdził. "Większość ludzi w wojsku jest niezadowolona z tego, co się tam dzieje, niezadowolona z rządu i jego dowódców, niezadowolona z Putina i jego polityki, niezadowolona z ministra obrony, który nigdy nie służył w wojsku" - napisał w swojej relacji z wojny. Dziennikowi "The Guardian" udało się potwierdzić, że Fiłatiew był spadochroniarzem w 56. pułku powietrznodesantowym stacjonującym na Krymie oraz to, że trafił do szpitala z urazem oka.
Rosjanin nie chciał wyjeżdżać z kraju i ukrywał się, śpiąc co noc w innych hotelach, aby nie wpaść w ręce policji. Teraz Fiłatiew opuścił Rosję, aby przekazywać swoją historię. Podczas rozmowy z Władimirem Osieczkinem z portalu Gulagu.net powiedział, że przepraszanie Ukraińców za wojnę jest niestosowne. - Możesz przeprosić, gdy nadepniesz komuś na stopę. W tej chwili powiedzenie "przepraszam" jest niewystarczające. Napisałem książkę i chcę, żeby była dostępna w języku rosyjskim za darmo, aby każdy, kto popiera wojnę, mógł przeczytać to, czego doświadczyłem przez ostatni rok - powiedział.
Dodał, że jeśli książka zostanie przetłumaczona m.in. na angielski, francuski czy niemiecki, dochód ze sprzedaży publikacji na Zachodzie zostanie przekazany ukraińskim cywilom, którzy ucierpieli na skutek wojny. - Tym działaniem chciałem pokazać, że samo powiedzenie "przepraszam" jest głupie - podkreślił.