- Ocalimy nasz naród od prześladowań i pogromów, jeśli NATO nie będzie chciało tego zrobić. Jeśli sojusz wojskowy nie wykona zadania, Serbia może zostać zmuszona do interwencji - mówił w niedzielę serbski prezydent Aleksandar Vucić, cytowany przez agencję AP.
- Nie mamy dokąd pójść, jesteśmy osaczeni - kontynuował Vucić. Serbski przywódca w swoim wystąpieniu apelował o powstrzymanie kosowsko-albańskie "gangów" przed przekraczaniem granic północnego Kosowa, gdzie mieszka większość kosowskich Serbów.
Zarzucał również władzom Kosowa zainteresowane "zlikwidowaniem wszelkich śladów serbskiego państwa w Kosowie" i "ostatecznym usunięciem Serbów z Kosowa". Na potwierdzenie swojej tezy nie przywołał jednak żadnych dowodów. Podobne twierdzenie dementowali już wcześniej kosowscy politycy.
"Na Zachodzie panują powszechne obawy, że Rosja mogłaby zachęcić swojego sojusznika - Serbię do zbrojnej interwencji w północnym Kosowie, która jeszcze bardziej zdestabilizuje Bałkany" - pisze AP.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
W ubiegłym tygodniu przywódca Serbii rozmawiał z premierem Kosowa Albinem Kurtim w Brukseli w sprawie rozładowania ostatnich napięć w stosunkach obu krajów. Konflikt ma swój początek w planach Kosowa, związanych z wprowadzeniem zmian dotyczących kosowskich Serbów. Chodzi o obowiązek wymiany tablic rejestracyjnych na kosowskie, a także obowiązek wymiany dowodów osobistych wydanych przez Belgrad i przyjęcie dokumentów tymczasowych wydanych przez władze w Prisztinie.
Szerzej o tym konflikcie pisał dziennikarz Gazeta.pl Maciej Kucharczyk w artykule poniżej:
Zdaniem Kucharczyka ostatnie napięcia "to teatr, a właściwie kolejna odsłona tego samego przedstawienia". Niemal dokładnie rok temu doszło do spięcia z tego samego powodu. We wrześniu 2021 roku też kosowscy Serbowie blokowali granicę, a kosowska policja siłą demontowała barykady - mówi Bryjka. Wówczas Serbia podniosła gotowość dla oddziałów wojska na południu kraju i wysłała część sił na granicę, po której drugiej stronie dochodziło do starć kosowskich Serbów ze służbami. Sytuacja była realnie znacznie groźniejsza niż teraz. Skończyło się na deeskalacji pod presją Zachodu.
"Konkretnie chodzi o tablice, ale ogólnie o uznawanie Kosowo za państwo. Serbowie go za takowe nie uważają, więc nie uznają też wydawanych przez nie dokumentów. I demonstracyjnie to podkreślają kiedy mogą. Bo dla nich Kosowo jest oficjalnie częścią Serbii bezprawnie i niesprawiedliwie oderwaną przy pomocy Zachodu w 1999 roku." - dodaje Kucharczyk.