YouGov przeprowadził sondaż dla Sky News dotyczący tego, kogo wybiorą torysi na nowego lidera partii i tym samym nowego premiera Wielkiej Brytanii. Z badania wynika, że Elizabeth Truss bez wątpienia jest faworytką i zostawia Rishiego Sunaka mocno w tyle.
W sondażu dla Sky News Truss uzyskała 66 proc. wskazań członków Partii Konserwatywnej, jej rywal mógł liczyć natomiast na 34 proc. głosów. W wyniku tym nie uwzględniono członków partii, którzy nie zamierzają głosować, a także tych, którzy jeszcze się nie zdecydowali.
Lizz Truss ma więc aż 32. procentową przewagę nad Sunakiem. W porównaniu z sondażem sprzed dwóch tygodni jest ona jednak nieco mniejsza - wówczas liczba głosów dawała jej 38-procentową przewagę. Jak podaje Sky News, 13 proc. badanych nie podjęło jeszcze decyzji o tym, na kogo lub czy w ogóle zagłosują w wyborach na nowego lidera partii.
Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Co ciekawe, z badania wynika też, że spora część torysów żałuje zmuszenia Borisa Johnsona do ustąpienia ze stanowiska - aż 55 proc. uważa to za błąd. 40 proc. badanych jest przekonanych, że była to dobra decyzja.
W badaniu uwzględniono też sytuację, gdyby razem z Truss i Sunakiem o fotel premiera Wielkiej Brytanii walczył Boris Johnson. Jak się okazuje, to właśnie na niego zagłosowałoby najwięcej członków Partii Konserwatywnej. Mógłby on liczyć na 46 proc. głosów, Truss przypadłoby 24 proc., a Sunakowi 23 proc. głosów.
Sondaż YouGov dla Sky News był przeprowadzony w dniach 12-17 sierpnia. Udział w nim wzięło 1089 torysów.
Skąd tak duża przewaga Elizabeth Truss? Ministerka obiecuje natychmiastowe obniżki podatków, które rozruszać mają gospodarkę i pomóc przedsiębiorcom, z kolei Sunak chce zaczekać z obniżkami, aż kraj upora się z inflacją. Niechęć do niego wśród torysów miałaby być powodowana również sposobem, w jaki wypowiedział posłuszeństwo Johnsonowi. Odszedł z rządu 5 lipca, informując wówczas: "Wiem, że może to być moja ostatnia praca ministerialna, ale wierzę, że standardy są warte walki i dlatego składam rezygnację". Za jego dymisją posypały się kolejne.
Sunak próbował nadrobić dystans, który dzieli go od Truss i obiecywał obniżkę podatku dochodowego o 4 punkty procentowe, ale dopiero przed końcem następnej kadencji parlamentu.
Rząd Borisa Johnsona zaczął się sypać po tym, jak przed kilkoma tygodniami media ujawniły aferę obyczajową. Chodzi o awans Chrisa Pinchera. Mimo że na tym członku partii konserwatywnej ciążyły zarzuty dotyczące molestowania seksualnego, premier powołał go na stanowisko osoby odpowiedzialnej za dyscyplinę w klubie poselskim. Sprawę pogorszyły mało wiarygodne i, jak wszystko wskazuje, nieprawdziwe wyjaśnienia, które przez kilka dni składał rzecznik lidera partii. Upierał się, że Johnson o niczym nie wiedział.
Afera spowodowała lawinę odejść z rządu Wielkiej Brytanii. W ciągu dwóch dni opuściło go blisko 60 urzędników i współpracowników premiera, co jest rekordowym wynikiem. Jako pierwsi 5 lipca rezygnacje złożyli minister finansów Rishi Sunak i minister zdrowia Sajid Javid. Ostatni do dymisji podał się brytyjski minister do spraw Irlandii Północnej Brandon Lewis. "Jasne jest, że nasza partia, koledzy w parlamencie, wolontariusze i cały kraj zasługują na więcej" - napisał polityk w liście rezygnacyjnym. Szczerość, etyka, wzajemny szacunek - zdaniem byłego już ministra - administracja Borisa Johnsona nie reprezentowała tych wartości. "Broniłem tego rządu, zarówno prywatnie, jak i publicznie. Jesteśmy już jednak w punkcie, z którego nie ma odwrotu" - dodał Lewis. Ostatecznie Boris Johnson podał się do dymisji 7 lipca.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.