Ministerstwo Obrony Rosji przekazało, że "detonacja kilku sztuk amunicji lotniczej spowodowała eksplozję na terenie lotniska" Saki na Krymie. "Zgodnie z raportem, nie doszło do pożaru w obszarze składowania amunicji na lotnisku" - poinformował w komunikacie resort.
Jak przekazało ministerstwo, w wyniku eksplozji amunicji nikt nie został ranny. Sprzęt lotniczy w bazie również podobno nie został uszkodzony.
Na miejsce zdarzenia pojechał też gubernator Krymu Siergiej Aksionow. Jak przekazał rosyjskim mediom, na terenie wokół lotniska wprowadzono "pięciokilometrową strefę kordonową", wokół której mieszkańcy będą sprawdzani pod kątem tego, czy nie odnieśli żadnych obrażeń. Na miejscu pracują karetki pogotowia oraz lotnicze pogotowie ratunkowe. - Komisja śledcza ustali przyczynę wybuchów - podkreślił Aksionow.
Doradca gubernatora Krymu Oleg Kriuczkow w rozmowie z rosyjską agencją RIA Novosti przekazał natomiast, że z domów przylegających do lotniska ewakuowano 30 osób. Mieszkańcy ci mają zostać rozlokowani w pensjonatach i hotelach. Jak dodaje rosyjska agencja, z najnowszych informacji wynika jednak, że do szpitali trafiło pięć poszkodowanych osób, w tym jedno dziecko. Krymskie Ministerstwo Zdrowia przekazało, że jedna z tych osób zmarła.
- Pierwsza eksplozja była bardzo potężna. W naszej jadalni wypadły okna. Następnie zabrano nas do piwnicy i stamtąd usłyszeliśmy przytłumione trzaski - powiedział agencji agencji RIA jeden ze świadków wybuchu. Eksplozja wywołała panikę wśród osób przebywających na Krymie. Drogi wyjazdowe z wybrzeża zostały całkowicie zablokowane przez osoby, które próbują się ewakuować z tego regionu.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.