- To przede wszystkim zabicie symbolu, a nie kogoś, kto faktycznie zarządza siatką terrorystyczną. Niezaprzeczalnie duży sukces Amerykanów, jednak w żaden sposób nie oznacza to końca Al-Kaidy czy islamskiego terroryzmu - stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl dr Karolina Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego.
- Al-Kaida, o której zazwyczaj myślimy, to ta sprzed dwóch dekad, kiedy miała faktycznie globalne wpływy i możliwości. Teraz to coś zupełnie innego. Raczej marka i parasol, pod którym działają różne lokalne organizacje terrorystyczne. Najskuteczniej w Afryce i na półwyspie Arabskim - dodaje autorka kanału "Anatomia Zamachu" na Youtube.
Al-Zawahiri został zabity w niedzielę wczesnym rankiem czasu lokalnego. Dosięgły go dwie rakiety Hellfire odpalone z amerykańskiego drona krążącego nad stolicą Afganistanu, Kabulem. Terrorysta miał zginąć na tarasie willi w jednej z elitarnych dzielnic miasta, gdzie niegdyś mieściły się głównie placówki dyplomatyczne. Teraz luksusowe i dobrze zabezpieczone budynki to siedziby wielu wpływowych członków organizacji talibów i aktualnych władz Afganistanu.
Według nieoficjalnych doniesień Al-Zawahiriego zabiły rakiety AGM-114 R9X, czyli modyfikacja standardowych przeciwpancernych Hellfire. Jest pozbawiona ładunku wybuchowego, ale w zamian ma rozkładane na boki długie ostrza. Zabija i niszczy samą energią uderzenia. Brak eksplozji ogranicza zniszczenia w okolicy i ryzyko przypadkowych ofiar. R9X to specjalna broń właśnie do takich ataków.
Amerykanie twierdzą, że na trop Al-Zawahiriego wpadli w tym roku, kiedy zauważyli przeniesienie się z Pakistanu do Kabulu jego żony, córki i wnuków. Obserwując ich życie w kabulskiej willi, doszli do wniosku, że jest z nimi sam przywódca Al-Kaidy. Nigdy nie widziano, żeby opuszczał budynek. Za to systematycznie obserwowano go na tarasie willi, gdzie miał spędzać wiele czasu. Tam też dosięgły go rakiety.
- Był bliskim przyjacielem Osamy bin-Ladena. Stał w jego cieniu, bo nigdy nie miał jego charyzmy i energii, ale był kluczową postacią jeśli chodzi o wymyślanie, planowanie i organizowanie działalności Al-Kaidy. Zwłaszcza w okresie jej największej niesławy na przełomie wieków - opisuje dr Wojtasik.
Al-Zawahiri był Egipcjaninem. Urodził się w 1951 roku w zamożnej rodzinie mieszkającej w Gizie, wówczas przedmieściu Kairu. Był dobrym, choć nie wybitnym uczniem. Edukację ukończył w 1974 roku i został chirurgiem. Specjalizował się w chirurgii okulistycznej. Jeszcze w liceum uległ jednak wpływom islamistycznym. Stał się bardzo pobożny i w wieku 14 lat wstąpił do Bractwa Muzułmańskiego. W 1981 roku za jego pośrednictwem wyjechał na krótko do Pakistanu, gdzie przy granicy z Afganistanem w prowizorycznych szpitalach operował mudżahedinów rannych w walkach z wojskiem ZSRR. Ich walka i postawa wywarła na nim ogromne wrażenie.
Radykalizacja Al-Zawahriego przyśpieszyła za sprawą tego, co go spotkało po powrocie do Egiptu. W 1981 roku zamachowcy związani z Bractwem Muzułmańskim zamordowali podczas defilady dyktatora, generała Anwara Sadata. W następstwie władze przeprowadziły szeroko zakrojone aresztowania. Al-Zawahiri trafił do więzienia, gdzie właściwie na pewno był torturowany. Po trzech latach wyszedł na wolność i zaangażował się mocniej w radykalną działalność terrorystyczną. Nie wiadomo wiele na temat jego aktywności, ale z czasem został jednym z liderów organizacji Egipski Islamski Dżihad i podróżował po całym Bliskim Wschodzie. W Pakistanie bliżej poznał się z Osamą bin-Ladenem, z którym łączyły go poglądy. W 1998 roku formalnie doszło do połączenia Egipskiego Islamskiego Dżihadu z Al-Kaidą, a Al-Zawahiri został numerem dwa w organizacji. Po zabiciu przez Amerykanów w 2011 roku bin-Ladena, został numerem jeden.
- Zabijając Zawahiriego Amerykanie prawie całkowicie dokonali dzieła likwidacji przywództwa Al-Kaidy z okresu jej największej niesławy na przełomie wieków - mówi dr Wojtasik. To ci ludzie zajmowali większość pozycji na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów, opublikowanej przez FBI w 2001 roku po zamachach z 11 września tegoż roku. Formalnie za serię ataków na ambasady USA w Afryce w 1998 roku. Za informacje prowadzące do ich schwytania lub zabicia Waszyngton oferował od kilku do 25 milionów dolarów (największa kwota za bin Ladena).
Większość zginęła w kolejnych latach na terenie Afganistanu, Pakistanu i Somalii w operacjach służb USA. Jeden z nich, Ahmed Ghailani, został pojmany w 2004 roku w Pakistanie przez tamtejsze służby i wydany Amerykanom. Odsiaduje dożywocie bez możliwości przedterminowego zwolnienia. Na wolności pozostaje tylko Saif al-Adel, który według dr Wojtasik najpewniej zostanie kolejnym tytularnym liderem Al-Kaidy.
- Al-Adel jest bardzo zagadkową postacią, zwłaszcza ze względu na niejasne powiązania z Iranem - mówi ekspertka. Terrorysta uciekł tam z Afganistanu w 2001 roku, kiedy Amerykanie przystąpili do obalania rządów talibów i dokonali inwazji. Został przez Irańczyków aresztowany, trafił do więzienia, a potem aresztu domowego na wiele lat. - Jednocześnie podróżował za granicę, między innymi odwiedzając różnych pomniejszych lokalnych liderów Al-Kaidy przekonując ich do uznania przywództwa Zawahiriego. Można przypuszczać, że pomimo poważnych różnic ideologicznych Irańczycy nawiązali z nim jakąś współpracę w imię walki ze wspólnym wrogiem, USA - opisuje dr Wojtasik.
Przebywanie w Iranie i być może pod osłoną tamtejszych służb nie zapewnia jednak pełni bezpieczeństwa. W 2020 roku w Teheranie zamordowano Abullaha Ahmeda Abdullaha, innego ważnego członka przywództwa Al-Kaidy z okresu jej największych wpływów. Mieli tego dokonać ludzie izraelskich służb na zlecenie USA.
Dr Wojtasik podkreśla, że zabicie Zawahiriego jest istotne dla USA nie tylko z oczywistego powodu wyeliminowania przywódcy Al-Kaidy i ważnego organizatora zamachów z 11 września 2001 roku. - Co ważne, potwierdza ich zdolność do przeprowadzania skutecznych operacji w Afganistanie, pomimo formalnego wycofania się z tego kraju - stwierdza ekspertka. W 2021 roku administracja Joe Bidena podkreślała, że wycofanie się z Afganistanu i przejęcie w nim władzy przez talibów nie uniemożliwi prowadzenia tam operacji wymierzonych w terrorystów. Pomimo formalnego braku amerykańskiego wojska i służb na miejscu. Wywołało to dyskusję i krytykę, ale jak widać, to administracja miała rację.
- Bardzo ciekawe jest też jak dalece w zabicie Zawahiriego zaangażowani byli talibowie - mówi dr Wojtasik. Terrorysta miał zginąć w domu należącym do bliskiego współpracownika Sirajuddina Hakkaniego, szefa afgańskiego MSW. To najbardziej wpływowy, lub jeden z najbardziej wpływowych członków ruchu talibów. Syn Dżalaluddiniego Hakkaniego, jednego z najpotężniejszych i najbardziej radykalnych przywódców mudżahedinów, a potem talibów w pierwszym okresie ich rządów. Namierzenie i zabicie Zawahiriego przebywającego w tak znamienitej gościnie (która w Afganistanie jest rzeczą bardzo ważną), to poważna sprawa.
- To nie mogło się stać bez wiedzy talibów. Być może dobili jakiegoś targu z USA, aby odmrozić pomoc międzynarodową, bez której Afganistan pogrąża się w katastrofalnym kryzysie - spekuluje dr Wojtasik.