Boris Johnson w ostatnim czasie podjął kolejną walkę o polityczny byt. Tym razem zakończyła się fiaskiem. W czwartek 7 lipca podał się do dymisji. - Jest mi smutno, bo rezygnuję z najlepszej roboty na świecie - powiedział wówczas Johnson. 20 lipca po raz ostatni stanął jako premier przed brytyjską Izbą Gmin. Polityk podsumował 3-letnią kadencję i przekazał rady następcy: *trzymać się blisko Stanów Zjednoczonych, *wspierać Ukrainę, wolność i demokrację, a także *ciąć podatki i usuwać regulacje.
- Skup się na drodze przed tobą, ale pamiętaj, by zawsze zerkać w tylne lusterko - radził, robiąc aluzję do buntu wewnątrz własnej partii. Boris Johnson dodał, że pełnienie funkcji premiera przez ostatnie lata było dla niego największym zaszczytem. - Hasta la vista, baby - zakończył cytatem z filmu "Terminator 2: Dzień sądu" wystąpienie, które spotkało się z dużym aplauzem.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
W brytyjskiej Partii Konserwatywnej trwa kampania wyborcza na następcę lidera ugrupowania i głowę rządu Wlk. Brytanii. W poniedziałek (25 lipca) wieczorem odbędzie się pierwsza debata telewizyjna pomiędzy dwojgiem finalistów. Zmierzą się w niej Rishi Sunak i Liz Truss. Jak pisze "The Guardian" oboje "są produktami wyniesionymi przez premiera do wielkich urzędów państwowych w nagrodę za lojalność".
Po tym, jak ugrupowanie ogłosi zwycięzcę wyborów, Boris Johnson odejdzie ze stanowiska, a jego kadencja dobiegnie końca. Jednak zanim opuści siedzibę na Downing Street, chce po raz kolejny odwiedzić Kijów - ujawnił 23 lipca "The Sunday Telegraph".
Temat pożegnalnej wizyty został poruszony podczas piątkowej rozmowy telefonicznej Borisa Johnsona z prezydentem Ukrainy. Politycy do rozmów wrócą w najbliższym czasie. - On naprawdę czuje ciężar odpowiedzialności, będąc największym sojusznikiem Zełenskiego. Nie może po prostu odejść, nie upewniwszy się, że świat go popiera. Ma nadzieję, że zobaczy go ponownie przed opuszczeniem urzędu - powiedział cytowany przez gazetę współpracownik premiera Wielkiej Brytanii.
Rząd Borisa Johnsona zaczął się poważnie sypać po aferze obyczajowej na najwyższych szczeblach. Chodzi o awans Chrisa Pinchera. Mimo że na przedstawicielu partii konserwatywnej ciążyły zarzuty dotyczące molestowania seksualnego, premier powołał go na stanowisko zastępcy whipa, czyli osoby odpowiedzialnej za dyscyplinę w klubie poselskim. Sprawę pogorszyły mało wiarygodne i, jak wszystko wskazuje, nieprawdziwe wyjaśnienia, które składał w tej sprawie rzecznik lidera. Upierał się, że Johnson o niczym nie wiedział.
Afera spowodowała lawinę dymisji z rządu Wielkiej Brytanii. W ciągu dwóch dni opuściło go blisko 60 urzędników i współpracowników premiera - co jest rekordowym wynikiem. Jako pierwsi 5 lipca rezygnacje złożyli minister finansów Rishi Sunak i minister zdrowia Sajid Javid. Ostatni do dymisji podał się brytyjski minister do spraw Irlandii Północnej Brandon Lewis.
"Jasne jest, że nasza partia, koledzy w parlamencie, wolontariusze i cały kraj zasługują na więcej" - pisał polityk w liście rezygnacyjnym. Szczerość, etyka, wzajemny szacunek - zdaniem Lewisa administracja Borisa Johnsona przestała reprezentować te wartości. "Broniłem tego rządu, zarówno prywatnie, jak i publicznie. Jesteśmy już jednak w punkcie, z którego nie ma odwrotu" - dodał.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.