Burzliwe posiedzenie Senatu trwało 10 godzin. Premier Draghi tłumaczył powody, dla których złożył rezygnację w ubiegły czwartek. Mówił o rosnących tarciach w rządowej koalicji jedności narodowej i złamaniu paktu wzajemnego zaufania. Wyraził gotowość dalszego kierowania rządem, ale zastrzegł, że jego rząd nie da się szantażować.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Partie prawicowe zażądały wykluczenia z koalicji rządzącej Ruchu 5 Gwiazd i rekonstrukcji rządu. Ruch 5 Gwiazd w zamian za poparcie gabinetu zażądał spełnienia szeregu postulatów prospołecznych.
W efekcie te trzy partie nie wzięły udziału w dzisiejszym głosowaniu nad wotum zaufania. Premier ma w czwartek złożyć definitywną rezygnację. Oznacza to przypuszczalnie przyspieszone wybory na początku października. Decyzja należy do prezydenta Mattarelli.
Włoski premier w ubiegły czwartek zapowiadał, że nie będzie stał na czele rządu innego niż obecny, czyli z udziałem Ruchu Pięciu Gwiazd. Z drugiej strony ostrzegł, że nie da się szantażować i złoży rezygnację, jeśli jego rząd straci możliwość sprawnego działania. I tak też się stało. Mario Draghi stwierdził, że w obecnej sytuacji nie jest w stanie w dalszym ciągu realizować programu rządu. - Koalicja jedności narodowej, która wspierała ten rząd, już nie istnieje - powiedział.
Tamtej dymisji prezydent Sergio Mattarella nie przyjął.
Mario Draghi, były szef Europejskiego Banku Centralnego, nie jest związany z żadną partią polityczną. Misję stworzenia rządu powierzył mu prezydent Sergio Mattarella w lutym ubiegłego roku, gdy nie powiodły się próby stworzenia politycznego rządu po upadku gabinetu premiera Giuseppe Contego, który obecnie stoi na czele Ruchu 5 Gwiazd.
Z przeprowadzonych w czwartek sondaży wynika, że 65 procent Włochów chce, by Mario Draghi nadal był premierem do końca kadencji parlamentu, czyli do wiosny przyszłego roku.