Zakończyła się historyczna sesja Prime Minister's Questions - pytań do premiera w Izbie Gmin. Ostatnia z udziałem Borisa Johnsona, który bronił swego dorobku. - Pomogłem krajowi przejść przez pandemię - powiedział premier.
- Pomogłem w uratowaniu kolejnego kraju przed barbarzyństwem. Całkiem nieźle. Misja w dużej mierze wykonana. Teraz chcę podziękować wspaniałym pracownikom Izby, moim kolegom i przyjaciołom, mojemu przyjacielowi z drugiej strony Izby. Hasta la vista, baby - mówił.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Przekazał też rady swemu następcy lub następczyni: trzymać się blisko Stanów Zjednoczonych, wspierać Ukrainę, wolność i demokrację, a także ciąć podatki i usuwać regulacje. - Skup się na drodze przed tobą, ale pamiętaj, by zawsze zerkać w tylne lusterko - radził premier, robiąc aluzję do buntu wewnątrz jego własnej partii, który doprowadził do jego dymisji. Boris Johnson dodał, że ostatnie lata były dla niego największym zaszczytem. Zakończył pożegnaniem: "hasta la vista, baby".
Pożegnania poprzednich premierów przebiegały w nieco innej atmosferze. Tony Blair miał łzy w oczach i -podobnie jak David Cameron i Theresa May - apelował o ponadpartyjną jedność.
Odchodzący premier usłyszał jednak gorzkie słowa od Iana Blackforda ze Szkockiej Partii Narodowej, który wypomniał mu między innymi aferę Partygate. - Hańba, skandal i kompletna strata czasu dla Szkocji. Tak właśnie Szkoci zapamiętają tego premiera - powiedział Ian Blackford.
- Czy nie jest tak, że ostatnie dni premiera i jego rządu powinny były nadejść już dawno? Mówiąc krótko: Downing Street to nie jest miejsce dla przestępcy - przekonywał polityk opozycji.
Dziś poznaliśmy finałową dwójkę pretendentów w wyścigu do fotela następcy premiera Johnsona, wybraną przez posłów Partii Konserwatywnej. Są nimi Rishi Sunak, były minister finansów i Liz Truss, szefowa MSZ.
Tym samym skończył się parlamentarny etap wyboru lidera. Posłowie usuną się w cień. Wkrótce przez siedem tygodni pretendenci będą zabiegać o głosy 200 000 członków Partii Konserwatywnej w całym kraju. Wszystko po to, by piątego września na polu bitwy pozostał tylko jeden kandydat - lub kandydatka.
Rishi Sunak cieszy się poparciem posłów, ale jego popularność wśród członków partii jest mniejsza. Wczorajszy sondaż pracowni YouGov przyniósł mu złe wiadomości. Były minister finansów przegrałby z każdą z kontrkandydatek (poza Liz Truss w końcówce wyścigu była jeszcze Penny Mordaunt, sekretarz stanu w ministerstwie handlu międzynarodowego). Z drugiej strony, kampania skierowana do szerszego, partyjnego elektoratu tak naprawdę się nie zaczęła, a wcześniejsze sondaże wskazywały, że wielu członków ugrupowania się waha i jest skłonnych do zmiany zdania. Inne niedawne badanie pokazuje, że dziś Rishi Sunak jest jedynym, który miałby szansę na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i pokonanie szefa Partii Pracy, Keira Starmera. Według badań opinii publicznej Partia Konserwatywna dziś jest zdecydowanie w tyle za lewicą.
Zwycięstwo Rishiego Sunaka oznaczałoby, że po raz pierwszy szefem Torysów będzie człowiek z mniejszości etnicznej. Triumf Liz Truss sprawiłby, że po raz trzeci w dziejach na czele prawicy stanęłaby kobieta. Ani lewica, ani Liberalni Demokraci nie mogą się pochwalić podobną różnorodnością. W tych partiach kobiety i przedstawiciele mniejszości wciąż czekają na swoją kolej.