Wielka Brytania. Kto premierem po Borisie Johnsonie? W środę poznamy finałową dwójkę

Po południu poznamy finałową dwójkę wyścigu o fotel następcy Borisa Johnsona. Jeden z wybranych w środę kandydatów na początku września zostanie szefem Partii Konserwatywnej, a co za tym idzie - premierem Wielkiej Brytanii.
Zobacz wideo Zanim Boris Johnson zajął się polityką, wymyślał fake newsy

Murowanym faworytem do udziału w finale jest Rishi Sunak, był minister finansów. Tak naprawdę rozgrywka toczy się o to, kto do niego dołączy. O tym, czy będzie to Penny Mordaunt, sekretarz stanu w ministerstwie handlu międzynarodowego, czy też Liz Truss, szefowa MSZ, zdecydują posłowie. Na ostatniej prostej Liz Truss zdaje się zyskiwać sympatię prawego skrzydła partii, co może okazać się decydujące, szczególnie po tym, jak odpadła Kemi Badenoch, która dotąd cieszyła się w tej grupie dużą popularnością.

W środę skończy się parlamentarny etap wyboru lidera. Przez siedem tygodni pretendenci będą zabiegać o głosy 200 tys. członków Partii Konserwatywnej w całym kraju. Wszystko po to, aby 5 września wybrać nowego szefa lub nową szefową Partii Konserwatywnej, a co za tym idzie - premiera lub premierkę Wielkiej Brytanii.

Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl

Kto ma szansę zastąpić Borisa Johnsona?

Rishi Sunak cieszy się poparciem posłów, ale jego popularność wśród członków partii jest mniejsza. Wtorkowy sondaż pracowni YouGov przyniósł mu złe wiadomości. Były minister finansów przegrałby z każdą z kontrkandydatek. Z drugiej strony kampania skierowana do szerszego, partyjnego elektoratu tak naprawdę jeszcze się nie zaczęła, a wcześniejsze sondaże wskazywały, że wielu członków ugrupowania waha się i jest skłonnych do zmiany zdania. Inne niedawne badanie pokazuje, że dziś Rishi Sunak jest jedynym, który miałby szansę na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i pokonanie szefa Partii Pracy, Keira Starmera Według badań opinii publicznej Partia Konserwatywna jest zdecydowanie w tyle za lewicą.

Zwycięstwo Rishiego Sunaka oznaczałoby, że po raz pierwszy szefem Torysów byłby człowiek z mniejszości etnicznej. Triumf Liz Truss lub Penny Mordaunt sprawiłby, że po raz trzeci w dziejach na czele prawicy stanęłaby kobieta. Ani lewica, ani Liberalni Demokraci nie mogą się pochwalić podobną różnorodnością. W tych partiach kobiety i przedstawiciele mniejszości wciąż czekają na swoją kolej.

Johnson podał się do dymisji

Rząd Borisa Johnsona zaczął się sypać po tym jak kilka tygodni temu media ujawniły sprawą afery obyczajowej. Chodzi o awans Chrisa Pinchera. Mimo że na członku partii konserwatywnej ciążyły zarzuty dotyczące molestowania seksualnego, premier powołał go na stanowisko zastępcy whipa, czyli osoby odpowiedzialnej za dyscyplinę w klubie poselskim. Sprawę pogorszyły mało wiarygodne i, jak wszystko wskazuje, nieprawdziwe wyjaśnienia, które przez ostatnie kilka dni składał rzecznik lidera. Upierał się, że Johnson o niczym nie wiedział.

Afera spowodowała lawinę odejść z rządu Wielkiej Brytanii. W ciągu dwóch dni opuściło go blisko 60 urzędników i współpracowników premiera - co jest rekordowym wynikiem. Jako pierwsi 5 lipca rezygnacje złożyli minister finansów Rishi Sunak i minister zdrowia Sajid Javid. Ostatni do dymisji podał się brytyjski minister do spraw Irlandii Północnej Brandon Lewis. "Jasne jest, że nasza partia, koledzy w parlamencie, wolontariusze i cały kraj zasługują na więcej" - napisał polityk w liście rezygnacyjnym. Szczerość, etyka, wzajemny szacunek - zdaniem byłego już ministra - administracja Borisa Johnsona nie reprezentowała tych wartości. "Broniłem tego rządu, zarówno prywatnie, jak i publicznie. Jesteśmy już jednak w punkcie, z którego nie ma odwrotu" - dodał Lewis.

Ostatecznie Boris Johnson podał się do dymisji 7 lipca. 

Więcej o: