BBC informuje, że sprawa będzie rozpatrywana w sądzie w San Francisco. W pozwie stwierdzono, że napaści seksualnych kierowcy Ubera dopuścili się w wielu stanach USA. Zarzuty obejmują porwanie, molestowanie seksualne, gwałt, uwięzienie, prześladowanie, nękanie lub inny sposób atakowania pasażerek przez kierowców. Nie ujawniono, jakiego przedziału czasowego dotyczą sprawy.
Rzecznik Ubera przekazał, że każdą skargę na zachowanie kierowców firma traktuje poważnie. - Nie ma nic ważniejszego niż bezpieczeństwo, dlatego Uber stworzył nowe funkcje bezpieczeństwa - powiedział stacji. Rzecznik dodał, że nie może komentować toczącego się postępowania sądowego.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Firma adwokacka, która wystosowała pozew, twierdzi, że Uber wiedział, że jej kierowcy napastowali seksualnie i gwałcili pasażerki. Zdaniem przedstawicieli pokrzywdzonych przedsiębiorstwo miało jednak postawić na dalszy rozwój, zamiast skupić się na zwiększaniu bezpieczeństwa klientów.
- Cały model biznesowy Ubera opiera się na zapewnieniu ludziom bezpiecznej podróży do domu, ale bezpieczeństwo pasażerów nigdy nie było ich zmartwieniem - powiedział w rozmowie z BBC przedstawiciel firmy adwokackiej.
W zeszłym miesiącu Uber opublikował swój drugi raport dotyczący bezpieczeństwa w USA - wykazano w nim, że w 2020 roku doszło do 998 przypadków napaści na tle seksualnym zgłoszonych przez pasażerki przewoźnika, w tym 141 gwałtów. W raporcie firma poinformowała, że otrzymała łącznie 3824 zgłoszenia dotyczące pięciu najpoważniejszych kategorii napaści na tle seksualnym w latach 2019-2020.
Pierwszy raport dotyczący bezpieczeństwa opublikowany przez Ubera, który szczegółowo opisuje incydenty z lat 2017-2018, wykazał z kolei 5981 zgłoszeń napaści na tle seksualnym.
W poniedziałek "The Guardian" ujawnił ponad 124 tys. tajnych dokumentów, tzw. aktów Ubera. Wynika z nich, że swoją pozycję na rynku firma może zawdzięczać wpływom wysokich rangą polityków i urzędników. W aferę miał być wplątany m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron. Z ustaleń brytyjskiego dziennika wynika, że w latach 2013-17 przedsiębiorstwo dyskretnie zabiegało o poparcie wśród premierów, prezydentów, oligarchów, gigantów medialnych oraz miliarderów.
Więcej na ten temat możesz przeczytać tutaj: