Brytyjski premier pobił rekord. Jeszcze nigdy w historii nie zanotowano na Wyspach tylu dymisji na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu godzin. Poprzedni rekord to 11 dymisji, padł on w 1932 roku, kiedy premierem był Ramsay MacDonald. Po wieczornych środowych dymisjach ministra ds. Walii i sekretarza stanu w ministerstwie zdrowia "dorobek" Borisa Johnsona to obecnie 45.
Punktem zapalnym do ogłaszanych we wtorek i środę dymisji była głośna sprawa nominacji posła Partii Konserwatywnej Chrisa Pinchera na funkcję parlamentarzysty odpowiedzialnego za kontrolę dyscypliny głosowań. W czerwcu zrezygnował z tego stanowiska, gdy wyszło na jaw, że były kierowane wobec niego wcześniej oskarżenia związane z molestowaniem.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Premier Boris Johnson początkowo utrzymywał, że wskazując Pinchera na partyjną funkcję nic o tym nie wiedział, a tę informację powielali jego ministrowie. Później jednak okazało się, że Johnson tę wiedzę miał, a mimo to Pincher uzyskał jego przychylność.
Na Downing Street przybyła w środę delegacja czołowych polityków prawicy, by przekazać premierowi prosty komunikat: gra skończona, czas na dymisję. Przeciwnicy obecnej polityki szefa rządu mają nadzieję, że w końcu Boris Johnson da się przekonać, że stracił zaufanie partii i nie jest już w stanie nią sterować.
Wielu ekspertów pyta np. czy w ugrupowaniu znajdą się ludzie chcący wypełnić kilkadziesiąt miejsc po członkach i pracownikach rządu, który podali się do dymisji. Przeciwnicy premiera mają nadzieję, że zadziała ta sama presja, która doprowadziła do ustąpienia Margaret Thatcher czy Theresy May.
Na razie premier twardo mówi: "zostaję". Przypomina, że trzy lata temu to on dał partii zwycięstwo wyborcze i to jest dla niego najważniejszy mandat, by rządzić dalej. Podkreśla, że zmiana premiera to zły pomysł w doby wojny na Ukrainie, inflacji i rosnących kosztów życia.
Szef rządu zwolnił swego bliskiego współpracownika, ministra ds. mieszkalnictwa i wyrównywania szans. W obliczu narastającego buntu Michael Gove nie poparł premiera, za to - według brytyjskich mediów - powiedział Borisowi Johnsonowi, że powinien odejść. BBC donosi, że rozstanie premiera z sojusznikiem dodatkowo rozdrażniło część posłów Partii Konserwatywnej.
Co gdyby premier nie dał się przekonać do odejścia? Buntownicy chcą kolejnego głosowania ws. wewnątrzpartyjnego wotum nieufności. Obecnie nie pozwalają na to wewnętrzne zasady, bo szef rządu wybronił się ledwie miesiąc temu. Teoretycznie oznacza to dla niego 11 miesięcy spokoju, ale przeciwnicy Borisa Johnsona są przekonani, że będą w stanie zmienić te reguły. Spróbowaliby to zrobić prawdopodobnie w przyszłym tygodniu.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>