W poniedziałek Rosjanie przeprowadzili atak rakietowy na centrum handlowe w Krzemieńczuku w centralnej Ukrainie. W budynku przebywało wówczas ponad tysiąc cywilów. Była tam też 19-letnia Ołena. Mimo alarmu bombowego postanowiła zostać w centrum, gdzie pracowała.
- Popatrzyłam tylko na inne sklepy. Ludzie przechodzili, odchodzili. Nie działo się nic szczególnego - powiedziała w rozmowie z portalem suspilne.media. Jak dodała, inaczej było na początku wojny - kiedy ogłaszano alarm, pracownicy byli wyprowadzani przez ochronę na zewnątrz, niektórzy udawali się wówczas do schronu.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Ołena nie pamięta momentu ataku na centrum. - Znaleźli mnie pod gruzami, wyciągnęli. Nie pamiętam tego, powiedzieli mi, że sama szłam, ktoś prowadził mnie pod rękę. Czymś miałam zasypane oczy, pyłem czy kurzem albo czymś innym, może [zalane - red.] krwią. Obudziłam się dopiero na stole operacyjnym - podkreśliła. Jak dodała, myślała, że po prostu śni.
19-latka przeszła operację. Lekarze musieli zszyć jej rany na twarzy i szyi.
Ukraińskie władze apelują, aby mieszkańcy, którzy zostali w kraju, nie lekceważyli ani alarmów bombowych, ani wprowadzanych zakazów. W sobotę informowaliśmy o mężczyznach, którzy weszli do Morza Czarnego w miejscu zabronionym przez wojsko. Podczas ich kąpieli eksplodowała mina. Jeden z nich zginął, drugi został ranny.