"Kolejne smutne odkrycia. Podczas oględzin budynków w dzielnicy Lewobrzeżnej, w domu, gdzie spadła bomba lotnicza, na skrzyżowaniu ul. Zwycięstwa i bulwarów Meotydy znaleziono ponad 100 ciał osób zabitych w bombardowaniu. Ciała te wciąż leżą pod gruzami" - napisał w poniedziałek na Telegramie doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko. Dodał, że rosyjscy "okupanci nie planują wydobycia i pochówku" zwłok.
Więcej informacji na temat wojny w Ukrainie znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
"Trwa ekshumacja. Pierwszeństwo mają podwórka szkół i przedszkoli. Po ekshumacji doły są zabezpieczane tak, aby nie uwalniały zapachu". Dodał, że na ulicach i podwórzach po ekshumacji takich prac nie ma.
Dzień wcześniej Andriuszczenko opisał, jak obecnie wygląda życie w zdewastowanym przez Rosjan mieście.
"Mariupol. Jak naprawdę żyją ludzie. Po to, by okupanci nie opowiadali znowu o 'fejkach władz ukraińskich w Mariupolu', dzisiaj nagranie od moich sąsiadów. Mój dom mieści się na Lewobrzeżu. Mieszkanie tych sąsiadów jest ściana w ścianę z moim. W tym domu wciąż mieszkają ludzie. Bez prądu i bez nadziei na to, że się dokądś przeniosą. Żyją w mieszkaniach i tej części budynku, która pozostała nienaruszona" - napisał doradca mera.
Na nagraniu widać zniszczone mieszkanie. Wszędzie leży gruz i połamane przedmioty. Wybuch bomby powyrywał okna z budynku. "W czasie, gdy się to dzieje, Rosjanie pokazują na wszystkich kanałach swojej telewizji, jak bardzo 'poprawiło się' życie w mieście. I oto jest - prawdziwe 'wyzwolenie' i 'postęp'. Wyzwolenie z normalnego życia" - zadrwił gorzko Andriuszczenko.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>