W kolejnym punkcie się Ukraińcom posypało. Miesiące nawały artyleryjskiej robią swoje [SYTUACJA NA FRONTACH]

Po raz kolejny Rosjanom udało się dokonać w krótkim czasie zauważalnych postępów podczas walk w Donbasie. Zajęli spory, jak na realia obecnych walk, teren na południe od Lisiczańska. Nie jest to jednak jeszcze żadna klęska Ukraińców. Oni próbują ataku na Chersoń, choć objęli operację blokadą informacyjną.

Od naszego ostatniego ogólnego opisu sytuacji na frontach minęły już ponad dwa tygodnie. W tym czasie zaszły pewne istotne zmiany, choć nic gwałtownego i niespodziewanego. Obu stronom brakuje sił na prowadzenie większych operacji, choć Ukraińcy mogą właśnie rozwijać jedną ze swoich największych od wielu tygodni. Atak na Chersoń. Nie wiadomo jednak dokładniej jak im idzie, ponieważ wojsko i władze celowo apelują o chwilowe nieinformowanie o sytuacji.

Wschód Donbasu coraz gorzej

Obie strony największe siły skupiają niezmiennie w Donbasie. Dla Rosjan to absolutnie kluczowy rejon walk, co nie zmienia faktu, że ze względu na szczupłość swoich sił nie są w stanie zrealizować swoich pierwotnych celów i w zdecydowany sposób pokonać Ukraińców. Jednak na coraz to nowych odcinkach są w stanie zepchnąć ich o kolejne kilometry głównie w wyniku długotrwałego ciężkiego ostrzału artyleryjskiego i maksymalnej koncentracji ograniczonych sił. Powoli i nieubłaganie wykrwawiają obrońców, niszcząc ich pozycje obronne i podkopując morale.

Efekty takiej długotrwałej presji objawiły się w ciągu kilku ostatnich dób w skrajnym południowo-wschodnim fragmencie kontrolowanego przez Ukraińców Donbasu. W rejonie miejscowości Toszkiwka-Hirskie-Zołote. Od początku wojny Rosjanie mieli tam ograniczone postępy. W rejonie Zołotego wręcz nie byli w stanie przełamać ukraińskich pozycji obronnych zbudowanych przed konfliktem. Zdołali je jednak obejść. Od początku wojny stopniowo zbliżali się ze wschodu, aż udało im się zająć Toszkiwkę i ruszyć dalej na zachód, faktycznie przełamując ukraińską obronę. Jednocześnie zdołali wyjść z rejonu zdobytej już w maju Popasnej i zająć kilka miejscowości, zaciskając drugie ramie kleszczy za Zołotym. W ciągu dwóch ostatnich dób faktycznie zamknęli okrążenie Zołotego i Hirskie.

Sytuacja na wschodzie Donbasu. Zołote jest na środku i dole w wyraźnym występie pod kontrolą Ukraińców. Mapa prezentuje stan na 21 czerwca. Do dzisiaj ten występ jest już odciętySytuacja na wschodzie Donbasu. Zołote jest na środku i dole w wyraźnym występie pod kontrolą Ukraińców. Mapa prezentuje stan na 21 czerwca. Do dzisiaj ten występ jest już odcięty Fot. militaryland.net

Mapa w większej rozdzielczości

Nie wiadomo, jakie siły ukraińskie zostały w kotle. Od kilku dni źródła z obu stron konfliktu sugerują fakt wycofania sił głównych i większości sprzętu. Na pozycjach miały zostać jedynie nieliczne oddziały osłonowe, które miały jedynie spowolnić nieuniknione i dać czas na odwrót. To bardzo trudne i ryzykowne zadanie. W najbliższych dniach okaże się, ilu Ukraińców faktycznie zostało okrążonych, kiedy Rosjanie zlikwidują kocioł i będą niechybnie chwalić się nagraniami zdobytych pozycji, sprzętu i jeńców.

Ten sukces stanowi istotny problem dla obrony kluczowego miasta Lisiczańsk dalej na północy. Rosjanie mają już próbować nacierać w jego kierunku i mieli zająć małą miejscowość około pięciu kilometrów na południe od przedmieść. Lisiczańsk wspominaliśmy w naszych relacjach już wielokrotnie, ze względu na jego znaczenie. Leży nad rzeką Doniec, a na jej drugim, wschodnim brzegu, jest położone miasto Siewierodonieck, o które toczą się już od ponad miesiąca zacięte walki. Na początku czerwca Ukraińcy wydawali się być już bliscy jego utraty, ale rzucili do walki świeże siły i bronią się nadal, zadając agresorowi poważne straty, choć pewnie też je ponosząc.

Wobec zniszczenia wszystkich mostów w na Dońcu w rejonie Siewierodoniecka tak teraz wygląda zaopatrywanie jego obrońców

Lisiczańsk jest kluczowy dla obrony Siewierodoniecka jako mocna pozycja na zapleczu, do której w razie potrzeby można się wycofać i w której można się będzie dalej skutecznie bronić, mając przed sobą trudną do sforsowania rzekę. Jest też kluczowy dla zaopatrywania obrońców Siewierodoniecka i udzielania im wsparcia ogniem, ponieważ Lisiczańsk leży na wysokich wzgórzach, oferujących dobry ogląd sytuacji na drugim brzegu. Natarcie na miasto od frontu, przez rzekę, jest właściwie niemożliwe. Nawet jeśli Rosjanie wezmą Siewierodonieck. Natarcie od południa, od właśnie zdobywanego Hirskie i Zołote, będzie relatywnie prostsze. W najbliższych dniach się okaże, czy Ukraińcy są na nie już gotowi i czy ponownie zatrzymają Rosjan na kolejnej linii obrony.

Tak samo jak to się stało jeszcze w maju w rejonie położonej 20 kilometrów na południowy-zachód Popasnej. Wówczas po krótkim okresie relatywnie szybkich postępów Rosjan po przełamaniu pierwszej ukraińskiej linii obrony, sytuację opanowano. Do dzisiaj postępy Rosjan w tym rejonie są niewielkie, ostatnio ukierunkowane głównie na okrążenie Zołotego. Na razie nie ma mowy o dalszym marszu na zachód w kierunku serca kontrolowanego przez Ukraińców Donbasu, czyli przez Bachmut na Kramatorsk i Słowiańsk. Nie jest jednak wykluczona konieczność odwrotu z rejonu Siewierodonieck-Lisiczańsk, gdzie ukraińskie pozycje są coraz trudniejsze do obrony.

Ukraińskie śmigłowce w efektownym locie na małej wysokości celem uniknięcia wykrycia

Oczekiwanie na kolejny ruch Rosjan

Na innych odcinkach frontu w Donbasie przez ostatnie dwa tygodnie nie doszło do istotnych zmian. Na północy rosyjskie natarcie dotarło do głównej ukraińskiej linii obrony na rzece Doniec i się zatrzymało. Według Ukraińców przeciwnik reorganizuje się i zbiera siły do podjęcia ponownej próby przekroczenia Dońca, najpewniej w rejonie zajętego na początku czerwca Łymania. W pierwszej połowie maja kilka takich prób skończyło się dla rosyjskiego wojska katastrofą.

Jednocześnie Rosjanie próbują atakować na Słowiańsk i Kramatorsk po drugim brzegu rzeki z rejonu położonego dalej na zachód Izium. Tam Doniec pokonali jeszcze w marcu i od tego czasu bez większego powodzenia próbowali nacierać dalej. Tak samo teraz ich ponawiane ataki nie doprowadzają do przełomu czy choćby istotnego zepchnięcia Ukraińców. Ci natomiast próbują wywierać presję na Rosjan, tak aby nie mieli pełnej swobody działania. Wszystko wskazuje na to, że po pierwszych próbach jeszcze w maju, nadal atakują na wspomniany Izium z zachodu, czyli uderzając w bok albo tył rosyjskiego zgrupowania w tym rejonie. Ukraińcy mieli odnieść pewne sukcesy, zajmując między innymi Wielką Komuszuwachę, czy dojść na odległość 10-15 kilometrów od Izium w dużym lesie na zachód od miasta. Zapewne nie liczą na odbicie miasta, które musi być silnie obsadzone przez Rosjan ze względu na jego strategiczne znaczenie, ale naciskając, zmuszają ich do trzymania tam sił, które nie mogą zostać wykorzystane do ataku na Donbas.

Sytuacja ogólnie w Donbasie. Stan na 21 czerwcaSytuacja ogólnie w Donbasie. Stan na 21 czerwca Fot. militaryland.net

Mapa w większej rozdzielczości

Na większości południowego frontu w tym regionie, głównie w obwodzie donieckim, nie doszło do istotnych zmian. Ponawiane w różnych miejscach próby przebicia się przez silne ukraińskie fortyfikacje na byłej linii zawieszenia broni, spełzają na niczym i kończą się dla Rosjan, a zwłaszcza oddziałów separatystów, ciężkimi stratami.

Podobnie bez istotnych zmian mijają tygodnie na froncie zaporoskim, ciągnącym się dalej na zachód od Doniecka ku Zaporożu. Lokalne potyczki i wzajemny ostrzał artyleryjski.

Na terenach okupowanych Rosjanie korzystają z pociągów pancernych wobec ataków ukraińskich sił specjalnych i partyzantki na linie kolejowe oraz pociągi z zaopatrzeniem

Ukraińcy próbują atakować

Dzieje się za to w rejonie Charkowa i Chersonia, choć oczywiście na mniejszą skalę niż w Donbasie. Dla Rosjan to kierunki drugorzędne, co próbują wykorzystać Ukraińcy, przeprowadzając ograniczone ofensywy. W rejonie Charkowa w ostatnich tygodniach sytuacja się ustabilizowała, po wyraźnych postępach Ukraińców głównie w maju. Ewidentnie zaangażowane siły były zbyt małe, aby zdecydowanie wyrzucić Rosjan za granicę na północy od miasta, albo rozwinąć większe natarcie na wschód, na tył rosyjskich oddziałów nacierających na Donbas od północy. W ciągu ostatniego tygodnia to rosyjskie wojsko próbowało natomiast ograniczonych kontrataków, starają się przynajmniej miejscowo pozbawić Ukraińców ich świeżych zdobyczy, ale bez większych efektów. Rosjanie mają mieć w tym regionie na papierze poważne siły, jednak faktycznie są to w znacznej mierze oddziały wycofane pod koniec marca z rejonu Kijowa i północy Ukrainy, po poniesieniu ciężkich strat. Ich potencjał nie został do dzisiaj odbudowany, ponieważ większość uzupełnień wędruje do Donbasu.

W rejonie Chersonia to Ukraińcy próbują atakować na większą skalę. Niezmiennie od początku czerwca. Niezmiennie jest to operacja nieprzynosząca spektakularnych efektów. Zaangażowane do niej siły są ewidentnie za małe, a opór Rosjan za silny, aby była mowa o jakimś większym przełamaniu. Tak jak opisywaliśmy jeszcze na początku czerwca, po początkowym udanym przekroczeniu rzeki Ingulec i zajęciu kilku miejscowości, Ukraińcy zostali zatrzymani przez rosyjskie odwody i ataki z powietrza oraz przy pomocy artylerii. Według części źródeł, do dzisiaj ten ukraiński przyczółek w rejonie Łozowe-Bilohirka został już zlikwidowany. Równolegle trwa jednak próba uderzenia na sam Chersoń i Ukraińcy twierdzą, że rozwija się ona dobrze, choć brak jasnego obrazu sytuacji. Operacja miała zostać objęta embargiem informacyjnym. Ostatnie niepotwierdzone doniesienia mówią między innymi o zajęciu Kiseliwki położonej około 18 kilometrów od centrum Chersonia.

Sytuacja w rejonie Chersonia. Stan na 21 czerwcaSytuacja w rejonie Chersonia. Stan na 21 czerwca Fot. militaryland.net

Mapa w większej rozdzielczości

Wojna na zestawienia strat i uzupełnień

Skromne sukcesy obu stron w operacjach ofensywnych dobitnie potwierdzają prawidło, że to strona broniąca się zawsze ma łatwiej. Zwłaszcza jeśli ma czas przygotować pozycje obronne, czyli wykopać okopy, ziemianki, zamaskować stanowiska ciężkiej broni i dokładnie rozpoznać teren. Klasyczna zasada mówi, że do przełamania takiej obrony, atakujący potrzebuje co najmniej trzykrotnej przewagi i najlepiej skoncentrowania na niewielkim odcinku znacznych sił artylerii. Obie strony tego konfliktu nie są w stanie robić tego w sposób rutynowy. Brakuje im odpowiednich środków. Rosjanie mają krytyczne problemy z piechotą. Po prostu brakuje im wyszkolonych i przyzwoicie wyposażonych piechurów, którzy są koniecznym uzupełnieniem atakujących czołgów czy transporterów opancerzonych. Zwłaszcza przy atakach na umocnionego, zdeterminowanego i dysponującego ogromnymi ilościami broni przeciwpancernej przeciwnika. A takim są Ukraińcy.

Ukraińskie wojsko nie narzeka natomiast na brak ludzi, ale na brak ciężkiego sprzętu. Obrona na umocnionych pozycjach częściowo ten brak rekompensuje, ale nie w pełni. Tkwiący w miejscu Ukraińcy wystawiają się na niszczycielskie działanie podstawowego argumentu Rosjan, czyli mas prostej i mało celnej artylerii. To oznacza w dłuższej perspektywie wykrwawienie i podatność na zostanie wypchniętym z przeoranych pociskami pozycji przez relatywnie niewielkie rosyjskie oddziały. Tylko te relatywnie niewielkie siły nie są w stanie potem wykorzystać sukcesu i pójść za ciosem, więc są niebawem zatrzymywane na kolejnych pozycjach obronnych Ukraińców. I tak od dwóch miesięcy. Z drugiej strony niedysponujący masą ciężkiego sprzętu Ukraińcy nie są w stanie przeprowadzać większych ofensyw. Bez odpowiedniego wsparcia artylerii i oparcia o czołgi oraz transportery opancerzone, nawet liczna piechota niewiele zdziała w atakach na pozycje obronne Rosjan.

Rosyjska artyleria w działaniu. Nic wyrafinowanego, ale w tym przypadku ilość przeradza się w jakość

Jest jednak jeszcze jedno wojskowe powiedzenie, że wojny zaczyna armia zawodowa, a kończy armia rezerwistów/poborowych. To podkreślenie znaczenia zdolności uzupełniania strat i tworzenia nowych oddziałów już w trakcie prowadzenia działań zbrojnych. Wojska zawodowe czasu pokoju siłą rzeczy mają ograniczoną liczebność, ze względu na koszty utrzymania. W realiach współczesnego konfliktu, gdzie śmierć i zniszczenie przychodzą bardzo szybko i na masową skalę, stosunkowo nieliczni zawodowcy mogą się szybko wykruszyć. Zwłaszcza jeśli kładzie się zbyt duży nacisk na broń ciężką kosztem zwykłej piechoty, o czym właśnie przekonuje się Rosja. W podręcznikowej sytuacji taki brak uzupełnia się powołaniem pod broń rezerwistów, czyli ludzi mających już doświadczenie w służbie wojskowej. Szybkie przeszkolenie przypominające i na front. Ewentualnie powoływanie pod broń zwykłych poborowych, dłuższe szkolenie i na front. Coś takiego robi na dużą skalę Ukraina od początku wojny. Rosja nie, ponieważ Kreml tkwi w pułapce własnej narracji o "operacji specjalnej". Nie ma mobilizacji na dużą skalę, tylko półśrodki w postaci prób przyciągania ludzi do służby pieniędzmi. Efekty są ograniczone. Co więcej, według publicznie dostępnych danych tegoroczny pobór w Rosji ma iść źle. Choć poborowi teoretycznie nie mogą być wysyłani do walki, to mało kto wierzy władzom i do służby zgłasza się mniejsza część powołanych.

Wojna w Ukrainie to niezmiennie wyścig do jak najszybszego wyczerpania zasobów przeciwnika i złamania jego woli do prowadzenia walki. W obecnych realiach nie ma mowy o totalnym zwycięstwie żadnej ze stron, czyli defilady Rosjan w Kijowie, czy Ukraińców w Moskwie. Nie ma miejsca na ambitne i szeroko zakrojone ofensywy wielkich armii pancernych. Jest krwawe i mozolne przepychanie się. Z tego powodu zmiany w przebiegu linii frontu są tak powolne i mikroskopijne, kiedy patrzy się na mapę całej Ukrainy. Musi upłynąć jeszcze kilka miesięcy, zanim wyraźniej przekonamy się, kto lepiej zarządził środkami.

Zobacz wideo
Więcej o: