Do tragedii doszło 24 maja i od tego czasu władze udzieliły bardzo niewielu informacji, w tym informacji sprzecznych. Podawano m.in., że przed wejściem napastnika do szkoły, doszło do wymiany ognia z policjantem. Twierdzono też, że sprawcę zastrzelono krótko po tym, jak zabarykadował się w jednej z klas, choć od wejścia 18-latka do klasy do zabicia go przez policję minęło 77 minut.
Miasto zatrudniło kancelarię prawną, która doradziła użycie luki o "martwym podejrzanym", by odmawiać dostępu do informacji. "Prawo zabrania ujawniania informacji na temat przestępstw, za które nikt nie został skazany. Prokurator generalny Teksasu orzekł, że prawo ma zastosowanie również w przypadku, gdy podejrzany nie żyje" - podaje NPR.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Prawo, które powstało w latach 90., by chronić osoby niesłusznie oskarżone, służby w Teksasie wykorzystują, by usprawiedliwiać odmowę podania informacji tym, że śledztwo jest w toku, choć podejrzany nie żyje.
NPR dotarło do maila, którego prawniczka zatrudniona przez miasto wysłała do prokuratora generalnego Teksasu. Prawniczka pytała, czy miasto jest zobowiązane do udzielania informacji i zapewniała, że dotąd "dobrowolnie ich nie udzielano". Miasto miało otrzymać około 150 wniosków, m.in. w sprawie nagrań z kamer umieszczonych na mundurach funkcjonariuszy, nagrań zgłoszeń na 911 (odpowiednik europejskiego 112) czy w sprawie wglądu do kartotek kryminalnych.
Przy odmowach miasto podawało m.in., że: wyciągi z rejestrów kryminalnych mogą zawierać "bardzo wstydliwe informacje", ujawniono by przez to "metody, techniki i strategie przeciwdziałania przestępstwom", mogłyby to wywołać "cierpienie psychiczne", "nie jest to przedmiot zainteresowania opinii publicznej", mogłyby to "narazić urzędników miejskich na niebezpieczeństwo" oraz że jest to naruszenie prawa do prywatności.
NPR zauważa, że wiele pytań, na które miasto odpowiedzieć nie chce, mogłoby pomóc zapobiec kolejnym tragediom. Jedno z takich pytań brzmi - dlaczego aż godzinę zajęło policji wejście do budynku, w którym zabijano dzieci?
Z informacji "New York Times" wynika, że policjant uzbrojony w karabinek AR-15 miał szansę strzelić do napastnika, jeszcze zanim ten wszedł do szkoły. Nie zdecydował się na to ze strachu, że może trafić dziecko. To nie jedyna fatalna decyzja podjęta przez policję w trakcie strzelaniny w Uvalde. Wcześniej inny policjant minął napastnika, nie zauważając go na parkingu szkoły.
"NYT" zauważa, że policja pojawiła się na miejscu bardzo szybko, po dwóch minutach od zgłoszenia na 911, ale później bardzo długo zwlekała z działaniem.
O 11:29 służby otrzymały zgłoszenie o tym, że w pobliżu szkoły rozbił się samochód, a jego kierowca wyszedł i zaczął strzelać w kierunku budynku i w pobliski zakład pogrzebowy. Jeden patrol policji dotarł na miejsce o 11:31, kolejny o 11:32. Napastnik miał wówczas zacząć strzelać w stronę policji - funkcjonariusze schowali się za radiowozem i nie zdecydowali się na wymianę ognia. Jeden z policjantów miał później powiedzieć przełożonemu, że w oddali widział bawiące się dzieci i bał się, że któreś z nich ucierpi.
W sprawie toczą się co najmniej trzy śledztwa. Wszystkie skupiają się przede wszystkim na 77 minutach, które minęły od wejścia napastnika do klasy i rozpoczęcia ostrzału o 11:33, a wejściem do klasy patrolu granicznego z hrabstwa Zavala i zabiciu napastnika o 12:50.