Do molestowania doszło między 1968 a 1970 rokiem, kiedy pokrzywdzona miała około 10 lat i była uczennicą szkoły w rezerwacie Fort Alexander (dziś Sagkeeng First Nation). Choć policja pierwsze sygnały o przestępstwie otrzymała w 2010 roku, śledztwo trwało ponad dekadę.
Do sprawy oddelegowano ponad 80 policjantów, którzy dotarli do 700 osób w Ameryce Północnej. Łącznie zebrano zeznania 75 świadków i ofiar. - Trauma, której doświadczają ofiary, jest ogromna. I chociaż od tych wydarzeń do śledztwa policji minęło wiele lat, ta trauma wciąż istnieje. Oficerowie starali się tak prowadzić czynności, by jej nie pogłębiać - poinformował sierżant Paul Manaigre.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak podaje policja, ważną częścią śledztwa, było danie potencjalnym ofiarom czasu, by przemyślały, co chcą zrobić i czy chcą przywrócić dawne wspomnienia, składając zeznania i ewentualnie biorąc udział w procesie. - Niestety przez to jak wiele czasu minęło, wiele ofiar nie mogło brać udziału w śledztwie, ze względu na stan zdrowia fizycznego i psychicznego, a część osób już nie żyje - dodał Manaigre.
Co ważne, zgodnie z kanadyjskim prawem przestępstwa seksualne nie ulegają przedawnieniu. Służby podkreślają też, że napaść seksualną można zgłosić w przychodni. Osoba specjalizująca się w pracy z ofiarami takich przestępstw pomoże wypełnić odpowiedni formularz i przekaże informacje policji, ofiara może pozostać anonimowa. Rząd uruchomił też specjalną infolinię dla dawnych uczniów szkół z internatem dla dzieci rdzennych mieszkańców Kanady, na której można uzyskać pomoc psychologiczną.
Szkoły te działały w latach 1831-1998 (przymusowe były w latach 1894-1947) i były prowadzone przez kościoły chrześcijańskie - 70 proc. z nich prowadził kościół katolicki, a 30 proc. protestancki. W tym czasie przemocą odebrano rodzicom około 150 tys. rdzennych dzieci. Szkoła miała za zadanie "asymilować" Pierwsze Narody, Inuitów i Metysów do kultury europejskich kolonizatorów. W placówkach dochodziło do wielu nadużyć - co najmniej kilka tysięcy dzieci zmarło, głównie na gruźlicę, z powodu złych warunków i braku opieki medycznej. Na dzieciach prowadzono też eksperymenty medyczne, używanie języka ojczystego karano biciem, głodzono, zmuszano do ciężkiej fizycznej pracy, maltretowano i molestowano.
Szkoła w Fort Alexander słynęła z nadużyć. Ocaleni opowiadali Komisji Prawdy i Pojednania o głodzeniu, molestowaniu seksualnym i surowej dyscyplinie. Ocaleni od dawna mówią, że wiele dzieci zaginęło lub zmarło z powodu przemocy, której doświadczyły, uczęszczając do szkoły. Śledczy podejrzewają, że szkoła w Manitobie mogła być jedną z tych, w których dochodziło do najbardziej okrutnych zdarzeń. Według relacji świadków, wobec dzieci stosowane były tam liczne tortury, wiele z nich było stale wykorzystywanych seksualnie.
- Ocaleni mówili o dzieciach, które nagle ginęły. Niektórzy widzieli też doły, które później okazywały się miejscem pochówku. Inni ocaleni mówili o dzieciach spłodzonych przez księży w szkole, odebranych nieletnim matkom zaraz po urodzeniu i wrzuconych do pieców - mówił przed rokiem przewodniczący Komisji Prawdy i Pojednania Murray Sinclair.
W placówce w Fort Alexander umieszczony był m.in. Phil Fontaine, późniejszy Wielki Wódz Zgromadzenia Wodzów Manitoby, a następnie Wódz Krajowy Zgromadzenia Pierwszych Narodów. O swoich doświadczeniach opowiedział publicznie w 1990 roku.
W 2021 roku odkryto około tysiąca bezimiennych grobów wokół trzech szkół i prowadzone są kolejne badania geologiczne. Również w okolicy szkoły, w której doszło do molestowania 10-latki, podczas badań georadarem wykryto 190 anomalii. Wstępne dane wskazują, że mogą to być nagrobki.
Wobec dzieci, które przez większość XIX i XX wieku w Kanadzie i Australii były odbierane rodzicom i przymusowo asymilowane, powszechnie używa się określenia "skradzione pokolenia".