Jak podało francuskie MSW, prezydencka koalicja zdobyła wczoraj 25,75 procent głosów i wyprzedziła o dziewięć setnych procenta sojusz lewicy NUPES. Na kolejnych pozycjach uplasowali się z 18-procentowym wynikiem narodowcy Marine Le Pen oraz centroprawicowi Republikanie, na których głosowało 10,4 proc. wyborców. Frekwencja wyborcza wyniosła 47,5 proc., co jest najgorszym wynikiem w historii wyborów parlamentarnych w powojennej Francji.
Lider Rekonkwisty Eric Zemmour nie dostał się do II tury wyborów parlamentarnych. Wynik ten jest niemałym zaskoczeniem wśród komentatorów. Zemmour podczas kwietniowych wyborów prezydenckich był przez prasę nazywany "czarnym koniem". Ostatecznie zdobył 7,07 proc. głosów i nie dostał się do II tury.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Polityk przegrał w swoim okręgu wyborczym w departamencie Var z kandydatką z koalicji lewicy NUPES oraz kandydatem Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen.
Francuskie media piszą o remisie w pierwszej turze i wskazują na sukces lewicy. "To wielki powrót" - pisze na dzisiejszej okładce lewicowy "Libération", przyznając jednocześnie, że lewica nie ma raczej szans na zdobycie większości mandatów w niższej izbie parlamentu.
Centrowy "Le Monde" uznał natomiast, że niedzielne wybory są "złym sygnałem dla lokatora Pałacu Elizejskiego na nadchodzące pięć lat". Gazeta podkreśla, że koalicja prezydencka może nie zdobyć bezwzględnej większości w drugiej turze, co może uniemożliwić prezydentowi Macronowi przeprowadzenie obiecanych reform.
"To smutna niedziela" - skomentował natomiast konserwatywny "Le Figaro", tłumacząc, że lewica wprowadzi do parlamentu "niepokojący orszak społecznej zazdrości, gospodarczego szaleństwa, słownej przemocy i politycznego niezadowolenia".
Druga tura głosowania odbędzie się 19 czerwca.