Informacje na temat obecnej sytuacji w Mariupolu przekazał na Telegramie mer miasta Piotr Andriuszczenko. Okazuje się, że dostęp do pomocy humanitarnej jest ciężki, a mieszkańcy walczą między sobą o pożywienie, ponieważ w mieście nie ma nic poza otrzymywaną pomocą humanitarną.
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Z relacji Piotra Andriuszczenki wynika, że mieszkańcy muszą zapisywać się do kolejki, która jest organizowana dwa lub trzy dni naprzód. Niestety nie ma żadnej gwarancji, że żywności wystarczy dla wszystkich. Często jedzenie trafia jedynie do 300 pierwszych osób.
"Jesteś trzymany w upale jak zwierzę w zagrodzie. Bez wody" - opisuje Andriuszczenko. Jedzenie, które jest dostarczane do Mariupola, psuje się, ponieważ nie jest dobrej jakości, a mieszkańcy nie mają prądu, by móc je przechowywać w lodówkach. Po dwóch dniach znów trzeba martwić się o jedzenie i ponownie ustawiać się w kolejce. W mieście nie ma też nadal dostępu do wody ani prądu.
Według informacji przekazanych przez mera miasta Piotra Andriuszczenkę, populacja w Mariupolu zmniejszyła się pięciokrotnie. "200 tys. mieszkańców Mariupola wyjechało na kontrolowane terytorium Ukrainy. 50-70 tys. znajduje się w osadach Azowskich lub na okupowanych terytoriach wschodniej i południowej Ukrainy. 47 tys. zostało deportowanych lub zmuszonych do wyjazdu do Rosji i na Białoruś. Ponad 22 000 zostało zabitych przez wojska rosyjskie. 100-120 tys. mieszkańców Mariupola nadal znajduje się w zrujnowanym mieście bez podstawowych warunków życia" - napisał polityk.