W 1993 roku Dania przyjęła klauzulę, która odrzuciła postanowienia wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zawarte w traktacie z Maastricht. W ten sposób jako jedyny członek Unii Europejskiej nie jest objęta Wspólną Polityką Bezpieczeństwa i Obrony. Jeśli w czasie środowego referendum Duńczycy opowiedzą się za wycofaniem z tej decyzji, politykę europejską czekają kolejne zmiany, które rozpoczęła rosyjska napaść na Ukrainę. W zeszłym miesiącu Finlandia i Szwecja, dotychczas pozostające neutralne militarnie, złożyły wnioski o przystąpienie do NATO.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Po oddaniu swojego głosu Mette Frederiksen, premierka Danii, podkreśliła, że obecne czasy są bardzo niestabilne. - Wierzę, że to właściwa rzecz dla Europy, właściwa rzecz dla Danii, właściwa rzecz dla naszej przyszłości - powiedziała. Jak przypomina "The Guardian", Frederiksen ogłosiła referendum zaledwie dwa tygodnie po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Polityczka osiągnęła w tej kwestii porozumienie z większością partii w duńskim parlamencie - poparło ją 11 z 14 partii. Premierka Danii zobowiązała się również do zwiększenia wydatków na obronność do 2 proc. PKB, zgodnie z wymogami NATO, do 2033 roku.
- NATO oczywiście pozostanie naszym najważniejszym narzędziem, ale Unia Europejska daje nam kolejne narzędzie do zabezpieczenia naszej obrony na wschodzie - podkreślił duński parlamentarzysta Mogens Jensen. Sondaże wskazują na to, iż Duńczycy chcą przystąpić do wspólnej polityki obronnej Unii Europejskiej. "The Guardian" zaznacza, że "za" opowiadało się około 40 proc. respondentów. 30 proc. było z kolei "przeciw", a niezdecydowanych było 20 proc.
Uczestnictwo w unijnej polityce obronnej pozwoliłoby Danii wziąć udział we wspólnych operacjach wojskowych UE, takich jak te w Somalii, Mali czy Bośni i Hercegowinie.
Wyniki referendum mają zostać ogłoszone w środę późnym wieczorem.