Kolejne doniesienia w sprawie imprez na Downing Street organizowanych podczas pandemii koronawirusa, które miały miejsce wbrew ówcześnie panującym zasadom - w tym czasie duże zgromadzenia były zakazane w związku z ryzykiem rozprzestrzeniania się zakażeń. W środę 25 maja światło dzienne ujrzał raport ws. Partygate autorstwa Sue Gray i była to pełna wersja tego dokumentu. Dotychczas znaliśmy tylko jej część, ponieważ wciąż trwało dochodzenie policji. Na podstawie wniosków ze śledztwa premier Boris Johnson, jako pierwszy szef rządu w historii, dostał mandat za złamanie prawa. Agencja Reutera postanowiła przybliżyć "pijaństwo, wymioty i bójki na przyjęciach rządu Wielkiej Brytanii".
Czołowi brytyjscy politycy, w tym premier Boris Johnson, są odpowiedzialni za kulturę przyzwolenia na lekceważenie zasad w samym sercu brytyjskiego świata polityki - to wnioski z raportu w sprawie Partygate, afery związanej z serią nielegalnych przyjęć na Downing Street. Na zdjęciach z imprez, które zostały załączone do raportu, są między innymi szef rządu i minister finansów Rishi Sunak.
"Opinia publiczna ma prawo spodziewać się, że w sercu rządu panować będą najwyższe standardy. Jasne jest, że to, co się stało, zdecydowanie ich nie spełnia" - pisze Gray, urzędniczka służby cywilnej, formalnie podległa premierowi. Sue Gray podkreśliła, że niżej postawieni pracownicy mieli prawo zakładać, iż spotkania są zgodne z zasadami, bo ich szefowie zdawali sobie z nich sprawę i nie protestowali, a często w nich uczestniczyli.
Agencja Reutera, powołując się na raport, opisała incydenty, do których doszło podczas przyjęcia pożegnalnego 18 czerwca 2020. Jak czytamy, przez część wieczoru na imprezie gościła była szefowa rządu ds. etyki Helen MacNamara, która dostarczyła maszynę do karaoke. "Wydarzenie trwało kilka godzin. Niektóre osoby spożywały nadmierne ilości alkoholu. Jedna osoba się pochorowała i zwymiotowała. Między dwiema innymi doszło do niewielkiej bójki" - czytamy. 16 kwietnia 2021 roku miało odbyć się natomiast przyjęcie w ogrodzie Downing Street, na którym złamano huśtawkę syna premiera. Impreza miała trwać do wczesnych godzin porannych.
Więcej aktualnych wiadomości ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson kolejny raz przeprosił za złamanie zasad podczas imprez w czasie pandemii. Zapewnił, że nie okłamał posłów, gdy zapewniał, że reguł nie złamano. Afera wiąże się bowiem z pytaniem o to, czy szef rządu świadomie wprowadził parlament w błąd. To z kolei powinno skutkować dymisją.
- Wyciągnąłem z tego wnioski - zapewnił premier, stając przed posłami. Podkreślił, że bierze odpowiedzialność za wszystkie naruszenia reguł i zreformował już wewnętrzne struktury Downing Street tak, by to się nie powtórzyło. - Gdy przyszedłem do Izby i z przekonaniem mówiłem, że zasad przestrzegano, cały czas w to wierzyłem - podkreślał jednak premier. Mówił, że jest oburzony zachowaniem niektórych współpracowników. Zwracał uwagę, że wiele spotkań przekształciło się w nielegalne imprezy dopiero wtedy, gdy on je opuścił, więc nie zdawał sobie sprawy, że przepisy łamano.
Zasady kodeksu etycznego, podpisanego przez szefa rządu, mówią, że efektem świadomego wprowadzenia w błąd posłów powinna być dymisja. - Czy premier kiedykolwiek przyszedł do izby i nas okłamał? - pytał Robert Buckland, poseł Partii Konserwatywnej.
Opozycja żąda dymisji Borisa Johnsona. - Gdy ludzie zostawali w domu, by chronić służbę zdrowia, premier zajmował się piciem i hulankami - krzyczał w Izbie Gmin Ian Blackford, reprezentujący Szkocką Partię Narodową. - Gra skończona - dodał lider lewicy, Keir Starmer. Jego zdaniem raport to "pomnik pychy rządzących, przekonanych, że zasady są dla wszystkich, ale nie dla nich".
Premier Johnson zwracał w odpowiedzi uwagę, że policja prowadzi śledztwo również ws. szefa lewicy. Sprawdza ona, czy Keir Stamer złamał zasady epidemiczne, pijąc ze swymi współpracownikami piwo i zamawiając jedzenie na wynos.