Wokół kapitulacji Azowstalu panowało od poniedziałku zamieszanie. Nie było początkowo jasne, czy chodzi tylko o ewakuację części rannych, czy o jakąś wymianę obrońców za rosyjskich jeńców w ukraińskich rękach, czy o jakąś niesprecyzowaną operację ratunkową. Dzisiaj sytuacja wydaje się jednak jasna. Azowstal po prostu skapitulował.
Złożenie broni po 82 dniach zdeterminowanej obrony w okrążeniu to dla obrońców Mariupola żadna ujma. Wręcz przeciwnie. Dokonali naprawdę wielkiego wyczynu, długo i uporczywie walcząc z przeważającymi siłami. Zrobili więcej, niż można było od nich oczekiwać, długo wiążąc i wykrwawiając liczne rosyjskie, czeczeńskie i separatystyczne oddziały, których brakowało na głównym froncie w Donbasie. Dodatkowo długo pozbawiali Rosjan swobodnego dostępu do ważnych dróg przebiegających przez Mariupol obok zakładów Azowstal.
Jednak od początku maja, czyli zamknięcia w szczelnym okrążeniu na terenie samych zakładów stalowych, ich obrona miała znaczenie bardziej symboliczne. Po zdobyciu samego miasta Rosjanie wycofali większą część swoich sił. Zostawili jedynie to, co było konieczne do blokowania Azowstalu i przeprowadzania ograniczonych ataków oraz nękania. Do tego niezmiennie prowadzili ciężki ostrzał oraz bombardowania.
Pozbawieni pomocy z zewnątrz obrońcy mogli jedynie uporczywie trwać i ginąć, nie mając już istotnego wpływu na przebieg wojny. Tak jak opisywaliśmy wcześniej, na terenie zakładów Azowstal są liczne schrony przeciwlotnicze, które im to umożliwiały i czyniły generalny szturm niepraktycznym dla Rosjan. Pytaniem było, na jak długo Ukraińcom wystarczy woli i zapasów. Okazało się, że na ponad dwa tygodnie.
W poniedziałek oficjalnie oznajmiono, że obrońcy otrzymali rozkaz zaprzestania oporu. - W celu uratowania ludzkich żyć, cały garnizon wprowadza w życie zatwierdzoną decyzję najwyższego dowództwa i liczy na wsparcie obywateli Ukrainy - oznajmił dowódca pułku Azow Denis Prokopenko. Prezydent Wołodymir Zełenski powiedział na ten temat między innymi: "Ukraina potrzebuje swoich bohaterów żywych".
Nie ulega wątpliwości, że obrońcy Mariupola stali się bohaterami Ukrainy. Ich opór jest regularnie porównywany do oporu Greków podczas bitwy pod Termopilami, którzy mając do dyspozycji kilka tysięcy wojowników, stawili opór armii perskiej mającej liczyć ponad sto tysięcy ludzi. Przegrali, ale stali się nieśmiertelni, bo zapisali się w historii. Jest pewne, że obrońcy Mariupola też staną się stałym elementem nowej ukraińskiej tożsamości wykuwanej przez tę wojnę.
Ich los jest jednak teraz niepewny. Początkowo w poniedziałek ze strony ukraińskiej płynęły informacje, że doszło do jakiegoś porozumienia z Rosjanami, na mocy którego około 250 rannych obrońców zostanie ewakuowanych i wymienionych na Rosjan pozostających w ukraińskiej niewoli. Że doszło do jakiegoś porozumienia z Rosjanami przy pomocy ONZ i Czerwonego krzyża. Że trwa jakaś "operacja" przy pomocy ukraińskich służb, która ma doprowadzić do uratowania obrońców. - To, co mogę jedynie powiedzieć, to że państwo ukraińskie robi wszystko, co możliwe, a nawet niemożliwe, żeby ratować tych żołnierzy - twierdziła we wtorek wiceszefowa ukraińskiego ministerstwa obrony, Hanna Maliar. Ze strony rosyjskich władz nie padło jednak żadne potwierdzenie jakiegoś układu. Wręcz przeciwnie, przedstawiciel Rosji w ONZ wyraźnie zirytowany podkreślał, że obrońcy Azowstalu poddali się bezwarunkowo.
Od wtorku popołudniem pojawiają się coraz liczniejsze zdjęcia i nagrania, na których widać, że nie poddają się tylko ranni, ale po prostu najwyraźniej wszyscy obrońcy. Nie ma też doniesień o toczonych dalej walkach. Setki Ukraińców są po rozbrojeniu i przeszukaniu wywożone autobusami w kierunku terenów separatystycznej republiki Donieckiej. Do więzienia. Ranni mają trafiać dalej, do rosyjskiego szpitala w Nowoazowsku. Według komunikatu rosyjskiego ministerstwa obrony ze środowego południa poddało się już niemal tysiąc Ukraińców, w tym 80 rannych. Według wcześniejszych twierdzeń Ukraińców, w Azowstalu broniło się około 1,5 tysiąca żołnierzy, z czego około 500 miało być rannych.
Władimir Putin zapewnił, że jeńcy będą "traktowani zgodnie z odpowiednimi przepisami prawa międzynarodowego". To jednak pusta deklaracja. Zwłaszcza w odniesieniu do żołnierzy pułku Azow, którzy wraz z żołnierzami piechoty morskiej z 36. Brygady stanowili podstawę obrony Mariupola. Rosjanie już od lat nazywają członków Azowa "nazistami" i odsądzają ich od czci i wiary. Pułk ma rzeczywiście nacjonalistyczne i skrajnie prawicowe korzenie, bo początkowo tworzyli go w 2014 roku kibole i członkowie organizacji nacjonalistycznych. Do 2022 roku przeszedł jednak istotną przemianę i profesjonalizację. Dla Rosjan nie ma to jednak znaczenia. Zwłaszcza że bardzo potrzebują dowodów na swoją rzekomą słuszną walkę z ukraińskimi nazistami.
Już we wtorek rosyjski Komitet Śledczy oznajmił, że będzie przesłuchiwał jeńców w celu ustalenia ich ewentualnego udziału w "zbrodniach na ludności cywilnej". Rosjanie od początku walk w Mariupolu twierdzą bowiem, że to "ukraińscy neonaziści" regularnie wykorzystywali cywilów jako żywe tarcze, zabierali im żywność i mordowali. Do tego prokuratura generalna wystosowała wniosek do Sądu Najwyższego o jak najszybsze wpisanie Pułku Azow na listę organizacji terrorystycznych, co by uczyniło jego członków wyjętych spod międzynarodowych konwencji na temat traktowania jeńców.
Można się spodziewać, że Rosjanie będą pragnęli maksymalnie wykorzystać propagandowo fakt dostania się w ich ręce rzekomych najgorszych z najgorszych "ukraińskich neonazistów". Być może będą to pokazowe procesy i wymuszone zeznania przed kamerami na temat popełnionych zbrodni. Za kulisami nie są wykluczone tortury, biorąc pod uwagę liczne doniesienia na temat rosyjskich zbrodni na cywilach i jeńcach.
Los obrońców Azowstalu pozostaje więc bardzo niepewny, jednak powolne umieranie w oblężeniu nie miało większego sensu. Oni sami, oraz ich rodziny, wiele jednak zrobili w ostatnich tygodniach, aby nie zostać zapomnianym. Liczne apele, komunikaty, rozmowy z dziennikarzami, politykami, a nawet papieżem Franciszkiem miały na celu sprawienie, że los obrońców Mariupola nie stanie się obojętny. Może to sprawi, że Rosja rzeczywiście zachowa jakieś standardy, obchodząc się z nimi.