Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych
Uwaga, materiał przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych, zawiera drastyczne opisy i zdjęcia.
BBC opisało drastyczne szczegóły rzezi, do której doszło w podkijowskiej Buczy. Według świadków Rosjanie, którzy weszli do miasta strzelali na oślep do wszystkiego, a z miejsca, gdzie odbywał się letni obóz dla dzieci urządzili miejsce egzekucji cywilów.
Właśnie tam ukraińscy śledczy znaleźli ciało Wołodymyra, brata Aliony. - Nienawidzę ich [Rosjan - red.] całą sobą. Wiem, że to źle mówić tak o ludziach, ale oni nie są ludźmi. Na ciałach tych mężczyzn nie było ani jednego fragmentu, w który nie byliby bici - powiedziała kobieta.
W jednej z piwnic, rosyjscy żołnierze rzucili pięciu Ukraińców na kolana i strzelili im w głowy. Przed śmiercią związano im ręce na plecach. W takiej pozycji znaleziono ich ciała. - Wiemy, że byli torturowani. (...) Rosjanie nie walczyli z wojskiem w Ukrainie, tylko porywali i torturowali ludność cywilną - podkreślił szef kijowskiej policji Andrij Niebytow. Na prawo od wejścia do piwnicy znajdują się kamienie pokryte krwią. Wśród nich leży niebieska wełniana czapka nasiąknięta krwią. W ścianie znajduje się co najmniej kilkanaście dziur po kulach.
BBC przytacza także historię Wiktora, który, na początku marca, na ulicy został porwany przez rosyjskich żołnierzy. Związali mu ręce i naciągnęli czapkę na oczy, po czym zaciągnęli go do piwnicy, która znajdowała się na terenie obozu dla dzieci. - Wciąż powtarzali: "Gdzie faszyści? Gdzie wojska? Gdzie Zełenski?" Jeden z nich wspomniał o Putinie, więc powiedziałem coś niegrzecznego, a on mnie uderzył - opowiedział mężczyzna. Jeden z żołnierzy rosyjskich powiedział do niego: "Smutne jest to, że nasi dziadkowie walczyli razem przeciwko nazistom, a teraz jesteście faszystami. (...) Masz czas do rana, żeby sobie przypomnieć, co widziałeś, a jeśli nie, zostaniesz zastrzelony".
Wiktor miał szczęście. W nocy rozległ się ciężki ostrzał, a Rosjanie przestali go pilnować. Udało mu się uciec.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
W czasie okupacji rejonu Buczy zginęło ponad 1000 cywilów, z czego ponad połowa - 650 osób - straciła życie nie wskutek bombardowań czy ranienia odłamkami, a została zastrzelona w trakcie egzekucji - podaje BBC.
Rosja twierdzi, że nie dokonała rzezi w Buczy, podtrzymując kłamliwą tezę, iż wszystko zostało tam "zainscenizowane". Jednak zdeterminowani, by pociągnąć winnych do odpowiedzialności, ukraińscy śledczy wciąż zbierają twarde dowody na tym terenie. - Nie wiemy, jakie są plany Putina, więc pracujemy jak najszybciej na wypadek, gdyby zrzucił bombę i zniszczył wszystkie dowody - powiedział szef kijowskiej policji.
Dowody, o których mowa to m.in. całe place samochodów, którymi cywile próbowali uciec z miasta, ze śladami po kulach. BBC zaznacza, że jedno z aut wciąż ma przy szybie wywieszony kawałek białego materiały na znak, że jadąca nim rodzina nie stanowi zagrożenia. Mimo tego pojazd został ostrzelany. Na terenie obozu dla dzieci odnaleziono z kolei opakowanie po paczce, którą do jednego z żołnierzy przysłała żona z Rosji. Jest na nie widoczne nazwisko Rosjanina i numer jednostki. BBC podkreśla, że jednostka 6720 ma siedzibę w Rubcowsku w Kraju Ałtajskim. Powiązano ją już wcześniej z Buczą, kiedy żołnierze z miasta zostali przyłapani na wysłaniu do krewnych gigantycznych paczek pełnych rzeczy, które zrabowali z ukraińskich domów.
Nie ma jednak jeszcze pewności, czy to żołnierze z Rubcowska dokonali tych zbrodni. M.in. to ma wyjaśnić śledztwo. - Ten obóz był kwaterą główną [wojska rosyjskiego - red.], więc był też dowódca. Żołnierze nie mogliby nikogo rozstrzelać bez wiedzy dowódcy - stwierdził Andrij Niebytow, dodając, że najpierw śledczy znajdą dowódcę, który wydawał rozkazy, a dopiero później tych, którzy je wykonywali.