Stolica w Dublinie, nie Londynie. Prezydent zamiast królowej. Nad budynkami rządowymi - flagi republiki zamiast flag brytyjskich. To cele Sinn Fein. Lewicowe ugrupowanie wyprzedziło właśnie konserwatystów z DUP, chcących zachowania związków z koroną.
Wprowadziło do Zgromadzenia 27 przedstawicieli, o dwóch więcej niż DUP. Sinn Feinn utrzymała stan posiadania z poprzednich wyborów, prawica straciła dwa miejsca.
Jeszcze trzy dekady temu Sinn Fein była politycznym skrzydłem terrorystycznej IRA. Przez sześć lat (1988-1994) rozpowszechnianie głosów przedstawicieli partii było zakazane przez brytyjski rząd. W telewizji i radiu musieli je podkładać aktorzy. W latach dziewięćdziesiątych partia rozpoczęła drogę ku politycznemu centrum, odrzuceniu przemocy i wypracowaniu Porozumienia Wielkopiątkowego. Drogę, na której teraz dotarła ku politycznemu triumfowi bez precedensu.
- Dziś rozpoczyna się nowa era. Wierzę, że to szansa na zbudowanie relacji w naszym społeczeństwie na nowo - na bazie sprawiedliwości, równości i sprawiedliwości społecznej - powiedziała Michelle O'Neill, wiceszefowa partii, która powinna teraz zostać szefową regionalnego rządu.
- Po raz pierwszy, od kiedy Irlandia Północna powstała, największa partią jest partia republikańska. To polityczne trzęsienie ziemi - mówi Polskiemu Radiu Lisa Whitten z Queen's University w Belfaście i ondyńskiego think tanku UK in a Changing Europe. Ekspertka zastrzega jednak, że nie znaczy to, iż w najbliższym czasie czeka nas referendum w sprawie zjednoczenia Irlandii. - To, że Sinn Fein jest największą partią, niekoniecznie znaczy, że w społeczeństwie istnieje większość, która zagłosowałaby za zjednoczeniem Irlandii. Symbolizm chwili jest potężny, to znaczący rezultat. Ale ta historia jest długa, a my jesteśmy dopiero w połowie - podkreśla rozmówczyni Polskiego Radia.
Zwraca uwagę, że gdyby zsumować liczbę głosów pierwszej preferencji (w regionie obowiązuje STV - system głosu przechodniego) między partiami unionstycznymi i republikańskimi padłby remis.
Ponadto w kampanii Sinn Fein unikała tematu zjednoczenia Irlandii i skupiała się na kwestiach lokalnych, takich jak koszty życia. Michelle O'Neill pytana o kwestię zjednoczenia podkreśliła tylko wczoraj, że w tej sprawie w całym regionie trwa już wielka społeczna debata, a po wyborach będzie trwać. I dodała, że jej partia wykorzysta ją, by przekonywać do zjednoczenia Zielonej Wyspy.
Tymczasem realny jest paraliż regionalnych władz. Nie pierwszy w regionie pełnym napięć. System rządów w zapalnym regionie świata wymusza dzielenie władzy między partiami reprezentującymi obie strony sporu. Ale przed wyborami przedstawiciele DUP sugerowali, że nie będą chcieli wejść w koalicję.
Obok lewicy triumfuje partia centrowa. Alliance to ugrupowanie , które zachowuje neutralność w kwestii zjednoczenia i chce łączyć wyborców z obu społeczności. Alliance, popularne szczególnie wśród młodych będzie reprezentowane przez 17 posłów, o dziewięciu więcej, niż poprzednio. Ze wszystkich partii tylko Alliance zwiększyło liczbę reprezentantów w regionalnym parlamencie.
Triumf Sinn Fein komplikuje sytuację rządu w Londynie. Administracja Borisa Johnsona chciałaby zmodyfikowania tzw. protokołu północnoirlandzkiego w umowie brexitowej. Sama go wynegocjowała, ale teraz uważa, że Unia stosuje go zbyt restrykcyjnie. Londyn sugeruje nawet, że mógłby naruszyć zapisy porozumienia, które - zdaniem administracji Johnsona - uderza w handel z resztą Królestwa i tworzy barierę w ramach jednego państwa. Protokół nigdy nie podobał się północnoirlandzkim lojalistom takim jak DUP. Ale teraz największa partia w regionie to republikanie, którzy protokół popierają, bo zapobiega powstaniu granicy przecinającej Szmaragdową Wyspę.