Decyzją sądu Sofia Sapiega ma także zapłacić grzywnę w wysokości 167,5 tys. rubli białoruskich, czyli ok. 219 tys. złotych. Rosjanka została również obciążona kosztami sądowymi. Wyrok jest nieprawomocny. Proces Sapiegi rozpoczął się pod koniec marca tego roku i odbywał się za zamkniętymi drzwiami.
Kobieta zgodziła się na współpracę ze śledczymi. Na antenie białoruskich mediów państwowych przyznała się m.in. do tego, że na kanale w serwisie Telegram ujawniała dane funkcjonariuszy. Sugerowała również, że przymusowego zatrzymania samolotu, którym leciała z Romanem Protasiewiczem, dokonali jego współpracownicy z opozycji.
Przypomnijmy, Protasiewicz to opozycyjny dziennikarz oraz były redaktor naczelny kanału NEXTA, który otwarcie krytykował Łukaszenkę i odegrał ważną rolę w czasie ogromnych protestów opozycji w 2020 r.
Do wyroku odniosła się białoruska opozycjonistka Swiatłana Cichanouska. "Rok po bezprecedensowym uprowadzeniu samolotu Ryanair w Mińsku, reżim skazał Sofię Sapiegę na sześć lat więzienia" - napisała. "Nikt nie powinien cierpieć z powodu dyktatury" - dodała.
Z kolei Giennadij Gudkow, były rosyjski parlamentarzysta, stwierdził, że Sapiega dostała "sześć lat za zakochanie się" w Protasiewiczu. - Drań przejął władzę w Białorusi - podkreślił, mówiąc o Łukaszence.
Więcej wiadomości na stronie Gazeta.pl
Roman Protasiewicz i jego partnerka Sofia Sapiega zostali zatrzymani w maju 2021 roku po wymuszonym lądowaniu w Mińsku samolotu lecącego z Aten do Wilna. Oboje byli na jego pokładzie. Zostali oskarżeni o pomoc w organizacji demonstracji antyrządowych po wyborach prezydenckich, uznawanych za sfałszowane, w których zwyciężył Alaksandr Łukaszenka.
Aresztowanie stało się jednym z powodów gwałtownego pogorszenia relacji Mińska z Zachodem. Unia Europejska i Stany Zjednoczone wprowadziły wówczas sankcje wobec białoruskich firm i oficjalnych polityków.
Krótko po zatrzymaniu pary wyemitowano nagrania wideo z wypowiedziami Protasiewicza i Sapiegi. Już wtedy ich znajomi twierdzili, że zostały one nagrane pod przymusem i że jest to normalna praktyka działań reżimu Łukaszenki wywierania nacisku na jego krytyków. Rodzice Romana mówili, że na jego twarzy były widoczne ślady pobicia.