Wywiad z szefem rosyjskiego MSZ został wyemitowany w niedzielę wieczorem. Ławrow w rozmowie z włoską telewizją po raz kolejny powtarzał propagandę, którą rozpowszechnia Moskwa. Mówił m.in. o kolejnych ruchach armii rosyjskiej. Stwierdził również, że masakra w Buczy jest kłamstwem.
Podczas rozmowy we włoskiej telewizji Rete 4 szef rosyjskiego MSZ stwierdził, że jego kraj stara się zapobiec wojnie nuklearnej. Oskarżył również zachodnie media o przeinaczanie przekazu, który płynie z Moskwy. - Zachodnie środki masowego przekazu i zachodni politycy przeinaczają to, co mówią rosyjskie instytucje. Kiedy mówią o zagrożeniach i pytają mnie, jak realne są te zagrożenia, zawsze odpowiadam w ten sposób: Rosja nigdy nie zaprzestała wysiłków na rzecz osiągnięcia porozumienia, że wojna się nie rozwinie - mówił.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Według narracji szefa MSZ nie ma powodów, by mówić o wojnie nuklearnej. - Nie miałaby zwycięzców, dlatego nie ma sensu o niej mówić - zaznaczył. Dodał jednak, że trzeba "być ostrożnym i nie lekceważyć istniejącego ryzyka".
Wcześniej minister spraw zagranicznych Rosji mówił, że ryzyko wybuchu konfliktu nuklearnego jest realne. Więcej o groźbach Kremla związanych z konfliktem nuklearnym pisaliśmy tutaj.
Ławrow został spytany o kolejne ruchy rosyjskiego wojska oraz o datę 9 maja, która przewijała się w zagranicznych mediach. Według "The Times" w Dzień Zwycięstwa Władimir Putin miał ogłosić m.in. niepodległość Naddniestrza.
- Nasze wojsko nie planuje działań w oparciu o datę. Tempo zależy od konieczności minimalizacji zagrożeń dla ludności cywilnej i wojska rosyjskiego - odpowiedział.
Wcześniej w wywiadzie dla saudyjskiej stacji "Al-Arabiya" mówił, że "specjalna operacja w Ukrainie" zakończy się, gdy zostaną osiągnięte jej cele. Jak podkreślał, dla Rosji kluczowa jest ochrona dwóch separatystycznych republik - ługańskiej i donieckiej.
Ławrow skomentował też informacje o rosyjskiej zbrodni w Buczy. Powtórzył wielokrotnie powtarzany przekaz, jakoby zbrodnia w tym mieście była kłamstwem rozpowszechnianym przez zachodnie media.
- 30 marca rosyjskie wojsko opuściło Buczę. Mer Buczy ogłosił zwycięstwo, mówiąc, że życie w mieście wróciło do normalności. Po trzech dniach zaczęli pokazywać zdjęcia tych zmarłych. Nie chcę wchodzić w ten aspekt, ponieważ jest tak oczywiste, że jest fałszerstwem - stwierdził.
Podczas rozmowy Ławrow stwierdził, że celem Rosji nie jest obalenie rządu Wołodymyra Zełenskiego.
- Zełenski może przynieść pokój, jeśli przestanie wydawać zbrodnicze rozkazy swoim nazistowskim batalionom i zmusi je do zaprzestania działań wojennych. Nie chcemy, żeby się poddał, chcemy, żeby wydał rozkaz zaprzestania działań wojennych. Celem nie jest zmiana reżimu na Ukrainie, to jest specjalność amerykańska, zwykle zajmują się tym na całym świecie, podczas gdy my chcemy tylko zapewnić bezpieczeństwo ludności na wschodzie Ukrainy - mówił.
Pytano o to, w jaki sposób Rosja może twierdzić, że musi "denazyfikować" Ukrainę, skoro jej prezydent Wołodymyr Zełenski jest pochodzenia żydowskiego, Ławrow stwierdził, że "Hitler też miał żydowską krew, więc to nic nie znaczy". W swojej propagandzie szef rosyjskiego MSZ posunął się jednak jeszcze dalej. Jak bowiem dodał: "Największymi antysemitami są sami Żydzi".
Przypomnijmy, że 24 lutego armia Federacji Rosyjskiej, która gromadziła swoje siły przy granicy, zaatakowała Ukrainę z kilku kierunków. Początkowo planowano blitzkrieg, który miał się zakończyć w dwa-trzy dni, jednak plan się nie powiódł, a Rosjanie wycofali się z północy kraju i przenieśli swoje siły na południe - w rejon Donbasu.
Atak miał być odpowiedzią na postrzegane przez Moskwę "zagrożenie" ze strony Kijowa. Kreml tłumaczy swoje postępowanie koniecznością "denazyfikacji" Ukrainy. Tymczasem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie ukrywa swoich żydowskich korzeni. Wiadomo również, że rodzina ze strony jego ojca została zamordowana w czasie Holokaustu ze względu na swoje pochodzenie.