Nie jest to podziemne miasto, ale schrony są praktycznie nie do ruszenia. Oblężenie Azowstalu może trwać długo

Około tysiąca Ukraińców nadal uparcie broni się na terenach zakładów Azowstal w Mariupolu. Mogą tam trwać jeszcze długo, w czym dobitnie pomagają im ukryte pod ziemią pamiątki po ZSRR. - Nie tyle jakieś podziemne miasto, ale około 30 schronów. Ich zniszczenie byłoby dla Rosjan bardzo trudną operacją, o ile wykonalną - uważa ekspert.

Aleksander Fidorek jest znanym w środowisku pasjonatem tematu budowli ochronnych i Obrony Cywilnej. O schronach wie naprawdę dużo. W rozmowie z Gazeta.pl opisuje, co udało mu się dowiedzieć na temat tego, co jest ukryte pod zakładami Azowstal w Mariupolu.

Według jego ustaleń nie ma tam żadnego podziemnego miasta, które na sugestywnych grafikach prezentowały niektóre zachodnie media. Prawda jest znacznie bardziej prozaiczna, ale prezentuje niezmiennie trudny orzech do zgryzienia dla Rosjan. Pod Azowstalem Ukraińcy mają do dyspozycji świetnie kryjówki.

Zobacz wideo

Przygotowane na wielką wojnę

Schrony pod zakładami budowano razem z nimi, czyli począwszy od lat 30. Azowstal zaplanowano jako jedną z największych i najważniejszych hut oraz zakładów stalowych w Kraju Rad. Budowa zakładu miała znaczenie strategiczne i była doglądana przez najwyższe czynniki. Rozruch w 1933 roku i późniejsza produkcja tak samo.

- W ZSRR w tym okresie była taka reguła, że fabryka ma działać praktycznie pod bombami. Budowano więc schrony dla przynajmniej jednej zmiany, plus dodatkowo specjalnie wzmocniony schron dla kierownictwa jako bezpieczne centrum kierowania zakładem - opisuje Fidorek. Nie jakieś wymyślne podziemne miasto połączone długimi podziemnymi korytarzami, ale rozrzucone po terenie zakładu obiekty, tak aby każdy pracownik mógł dobiec do najbliższego w ciągu kilku minut po ogłoszeniu alarmu.

- Udało mi się dotrzeć do mapy, na której ukraińscy entuzjaści zaznaczali znane schrony. To około 30 obiektów dla 300-700 osób każdy. Łącznie dla około dziewięciu tysięcy, czyli właśnie mniej więcej jednej zmiany - opisuje Fidorek. Początkowo schrony budowano z myślą o nalotach bombami konwencjonalnymi, potem też z założeniem zapewnienia ochrony w wypadku pobliskiej eksplozji jądrowej.

- Jeśli na przykład ten schron dla kierownictwa jest w rodzaju tego, który planowano w latach 50. dla krakowskiej Nowej Huty, to są to naprawdę odporne obiekty. Cztery metry zbrojonego betonu i jeszcze metry ziemi nad nim. Inne obiekty mogą być mniej odporne, ale i tak trzeba pamiętać, że część może być ukrytych pod halami, gdzie na grubych betonowych posadzkach stoją ciężkie maszyny - opisuje Fidorek.

Pod tymi samymi posadzkami i wzmocnionymi budynkami znajdują się różne piwnice i pomieszczenia techniczne, które też zapewniają dobrą ochronę przed zwykłą artylerią czy bombami. - Do tego wiele tuneli technicznych z rurami i kablami, które pewnie mogą służyć do przedostawania się pomiędzy różnymi częściami zakładu - dodaje ekspert.

Rosjanie na obrzeżach właściwych zakładów Azowstal. Opis nagrania to propaganda

Zniszczenie schronów byłoby trudne

Oznacza to, że na terenie ostatniej reduty Ukraińców w Mariupolu jest rozrzucona sieć schronów i podziemnych przestrzeni, które są niewrażliwe na zdecydowaną większość arsenału rosyjskiej armii. - Do zniszczenia takich obiektów potrzeba precyzyjnego trafienia specjalnymi bombami naprowadzanymi - mówi Fidorek. Teoretycznie Rosjanie takie mają, choć do tej pory nie chwalili się ich użyciem, czy przygotowaniami do użycia. Nawet gdyby je mieli w gotowości i chcieli zużyć zapewne niewielki zapas na taki cel, pozostaje inny problem. Trzeba jakoś ustalić, gdzie dokładnie te schrony się znajdują.

- Precyzyjnie na podstawie oficjalnych planów, nie orientacyjnie z mapek robionych przez entuzjastów. Potem jeszcze dokładnie trafić, naprowadzając bombę na punkt, którego otoczenie w wyniku wcześniejszych bombardowań mogło się bardzo zmienić. Wykonalne, ale bardzo trudne - uważa Fidorek.

Teoretycznie Rosjanie mają też duży zapas zwykłych niekierowanych ciężkich bomb penetrujących. Pokazywali zdjęcia i nagrania przygotowanych do załadowania do bombowców. - Nawet wyciągnięte gdzieś z głębokich magazynów takie dziewięciotonowe. Jednak przy ich użyciu zniszczenie schronów rozsianych po rozległym terenie zakładów, będzie zależało od łuta szczęścia - stwierdza Fidorek.

Teoretycznie Rosjanie mogliby próbować czynić poszczególne schrony nienadającymi się do użycia, atakując wejścia i czerpnie powietrza. Do tego można użyć już lżejszych pocisków kierowanych. - Tylko to nadal byłoby duże wyzwanie, bo trzeba by zlokalizować w sumie niewielkie obiekty i precyzyjnie je trafić. Przy czym nie budowali ich naiwniacy. Każdy większy schron ma kilka czerpni powietrza i co najmniej dwa wyjścia, często specjalnie zamaskowane - opisuje ekspert.

Cywile w podziemiach zakładów Azowstal

Wyjątkowa twarda ostatnia reduta

Zniszczenie schronień Ukraińców na terenie zakładów byłoby więc bardzo trudnym i kosztownym przedsięwzięciem dla Rosjan. - Moim zdaniem nawet nie będą próbowali w jakiś systematyczny sposób tego robić - uważa Fidorek.

Próbując szturmować Azowstal bez tego, oznaczałoby konieczność poniesienia poważnych strat. Na terenie zakładów ma być obecnie około tysiąca obrońców, do tego pół tysiąca rannych i tysiąc cywili. Tysiąc zdeterminowanych ludzi, korzystających z dogodnego do obrony i ewidentnie zawczasu przygotowanego terenu, to poważny przeciwnik. Standardem w próbach poradzenia sobie z taką opozycją jest zarzucenie jej tonami pocisków artyleryjskich i bomb. Przed każdym atakiem, tak aby zabić, ranić i przydusić jak najwięcej obrońców. Jednak kiedy ci zawsze mają w pobliżu bardzo odporne schrony, do których mogą szybko dobiec i się w nich ukryć, to skuteczność ostrzału istotnie spada.

Część rannych w schronach pod zakładami Azowstal

W obliczu takiego przeciwnika ogłoszona tydzień temu decyzja Rosjan o nieszturmowaniu Azowstalu ma z ich perspektywy sens. - Zgodnie ze swoją zapowiedzią zamkną zakład w okrążeniu i będą liczyć na to, że wyczerpią zapasy i wytrzymałość Ukraińców. Zwłaszcza tych cywilów, którzy mają tam być - mówi Fidorek. Na nagraniach udostępnianych przez Ukraińców widać, że to kobiety i dzieci, gnieżdżące się w słabo oświetlonych schronach od prawie dwóch miesięcy.

Cywile w schronach pod Azowstalem. Na początku widać też jak wygląda zejście i jak głęboko znajduje się obiekt

- Wydaje mi się jednak, że Ukraińcy mogą trwać tam długo. Mieli dużo czasu na przygotowania. Tego rodzaju schrony powinny mieć własne ujęcia wody. Sam zakład musi mieć też swoje, ponieważ podczas pracy zużywał jej ogromne ilości - stwierdza Fidorek. Dodatkowo każdy schron powinien mieć też swoje generatory prądu i zapas paliwa. Nawet jeśli ze względu na wiek i zapuszczenie, stare radzieckie wyposażenie jest niesprawne, to był czas na przygotowanie alternatyw. Zbiorniki na paliwo przy każdym schronie najpewniej zostały i są duże. Po napełnieniu to duży zapas. - Polskie normy Obrony Cywilnej przewidywały taki na 14 dni ciągłej pracy. Wystarczy włączać generatory tylko na część dnia i zaczynamy rozmawiać o ponad miesiącu. Zostaje kwestia zapasów żywności i wytrzymałości psychicznej, zwłaszcza cywilów - uważa ekspert.

Od ogłoszenia przez Rosjan tak zwanego zwycięstwa w Mariupolu mija już tydzień i rzeczywiście nie ma doniesień o poważnych atakach na Azowstal. Prowadzony jest ostrzał, dochodzi do potyczek, ale to tyle. Obrońcom sprzyja też teren, ponieważ rozległy teren zakładów jest łatwo dostępny do ataków właściwie tylko od wschodu, gdzie graniczy z osiedlami mieszkaniowymi. Inne kierunki to morze i rzeka. O lepszą ostatnią redutę byłoby trudno.

Zobacz wideo
Więcej o: