11-letni Kiryło został ranny podczas rosyjskiego bombardowania jego rodzinnego domu w Charkowie na północnym wschodzie Ukrainy. W ostrzale zginęli jego matka i brat. Ojciec zabrał dziecko do szpitala polowego, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy. Następnie samolotem straży przybrzeżnej, a potem karetką 18 kwietnia dotarli do włoskiego szpitala.
Prof. Vladimiro Vida, który kierował zespołem operacyjnym, w wywiadzie dla "Corriere del Veneto" pokazał słoik z około dwucentymetrowym odłamkiem. - Może wam się wydawać niewielki, ale kiedy trafił w szyję, przeciął lewą tętnicę i jeszcze inną, doprowadzającą krew do mózgu. [...] W szpitalu polowym tylko zaszyto ranę, tymczasem u chłopca rozwinęło się niedokrwienie mózgu. Gdy to odkryliśmy, pilnie wykonaliśmy tomografię komputerową, która wykazała obecność odłamka w szyi, a w jego pobliżu rosnącego tętniaka - pęknięcie mogłoby doprowadzić do śmierci chłopca - wyjaśniał kardiochirurg. Podkreślił, że kawałek pocisku tkwił w szyi Kiryła przez około miesiąc.
Vida przyznał w rozmowie z "La Repubblica", że "była to jedna z najbardziej skomplikowanych operacji" w jego karierze. - Odtworzyliśmy komputerowo model 3D torsu chłopca. Dzięki wirtualnej rzeczywistości mieliśmy dokładny obraz tego, jak się poruszać: odizolowaliśmy wszystkie naczynia szyjne i tętnicze odgałęzienia tętniaka, a następnie przystąpiliśmy do czegoś w rodzaju "kontrolowanej eksplozji", po czym usunęliśmy odłamek - opowiada.
Po operacji Kiryło trafił na krótką obserwację na oddziale intensywnej terapii. Chłopiec czuje się dobrze, jest spokojny, rozmawiał już z ojcem. Prof. Vida przekazał, że "poza pewnymi trudnościami w poruszaniu nogami, niedotlenienie nie pozostawiło u Kiryła żadnych poważnych następstw w postaci zaburzeń mowy, czucia czy motoryki".
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>