To on zaczął wojnę w Donbasie 8 lat temu, udając separatystę. Teraz wieszczy krwawe fiasko rosyjskiej ofensywy

Trudno zliczyć w śmierć ilu niewinnych osób jest zamieszany. On wszczął wojnę w Donbasie. Wszystko w imię wizji wielkiej neoimperialnej Rosji. Jednak jednocześnie zaskakująco trzeźwo i szczerze ocenia działania Kremla wobec Ukrainy. Jego przewidywania raz po razie się sprawdzają, a teraz wieszczy rosyjskiemu wojsku krwawą porażkę.

Chodzi o Igora Girkina vel Striełkowa. Najlepiej znanego jako dowódcę pseudoseparatystów, którzy wszczęli wojnę w Donbasie w 2014 roku, choć byli faktycznie głównie oficerami rosyjskich służb i najemnikami na ich usługach. Jego kariera jest jednak znacznie dłuższa i obfitująca w zagadki. Podstawowa jest taka, dlaczego właściwie jeszcze żyje.

- Wielu jego kolegom przytrafiły się już różne zagadkowe i śmiertelne wypadki. Czyli po prostu zostali zlikwidowani przez rosyjskie służby jako osoby niewygodne. On jednak z jakiegoś powodu nie tylko żyje, ale jeszcze bardzo otwarcie i bardzo krytycznie recenzuje politykę Kremla wobec Ukrainy - mówi Gazeta.pl dr Dariusz Materniak, redaktor naczelny portalu pol-ukr.net.

Zobacz wideo

Pesymistyczne przemyślenia tego, który chce z Ukrainą ostrzej

Girkin cieszy się w Rosji sporą popularnością i zaufaniem. Jego wpisy na Telegramie czytują setki tysięcy osób. Regularnie pojawia się w telewizji i występuje jako ekspert w programach internetowych. Równie regularnie krytykuje politykę władz. Jest neoimperialistą, który chciałby Rosji wielkiej jak z okresu caratu, która wchłonęłaby między innymi Ukrainę. Po odegraniu roli separatysty próbował nawet z kolegami sił w polityce, ale Kreml przywłaszczył sobie ideologię neoimperialną i sam Girkin oraz podobnie mu myślący zostali zepchnięci na margines. Z tego powodu żywi do obecnej władzy urazę. Dodatkowo za fakt, że został zmuszony do wycofania się z dowodzenia separatystami latem 2014 roku, kiedy wobec niepowodzeń w walkach z Ukrainą jego wizja tego co należy zrobić, stała się odmienna do tego, co chciał zrobić Kreml. On wolałby zdecydowanego wkroczenia rosyjskiego wojska i "rozwiązania kwestii ukraińskiej", Kreml wolał wówczas półśrodki. Do dzisiaj Girkin krytykuje jego zdaniem zbyt niezdecydowane działania wobec Ukrainy.

- Moim zdaniem powody, dla których on nadal żyje i może wygłaszać tę krytykę, są dwa. Po pierwsze to popularność i spore zaufanie, jakim cieszy się wśród Rosjan. Jednak to samo by nie wystarczyło. Znacznie ważniejszym osobom w Rosji przytrafiały się śmiertelne "wypadki". On musi mieć silną kryszę (red. - z rosyjskiego dosłownie dach, w przenośni ochronę) ze strony kogoś w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Innego wytłumaczenia nie widzę - mówi dr Materniak.

Być może jest wykorzystywany przez starych kolegów (sam najpewniej wiele lat służył w FSB i doszedł do stopnia pułkownika), jako narzędzie wyrażania opinii, których oni sami nie mogą wprost przedstawić bez narażania się na koniec kariery. W środę Girkin zamieścił na swoim kanale na Telegramie serię długich wpisów, w której zrecenzował nową ofensywę rosyjską w Donbasie. W skrócie ma ona jego zdaniem sporą szansę na zakończenie się krwawą porażką.

- Obiecałem koledze, który wrócił z frontu na reorganizację, że spiszę swoje pesymistyczne przemyślenia, bo może ktoś uzna to za użyteczne. Osobiście nie wierzę, aby ktoś z osób podejmujących decyzję wziął to pod uwagę, ale obiecałem, więc oto co uważam - napisał Girkin.

Oczywiste zamiary

Po pierwsze Rosjanin podkreśla, że po wycofaniu (podkreślając, że to nie było nic innego) się z północy Ukrainy, rosyjskie wojsko ewidentnie chce skupić wszystkie dostępne siły w Donbasie. Stworzyć z nich 2-3 grupy uderzeniowe i przy silnym wsparciu artylerii oraz lotnictwa, przełamać ukraińską obronę i zniszczyć wrogie wojsko w jednej decydującej bitwie. - Z jakiegoś powodu nadal nie doceniając wojska przeciwnika - stwierdza Girkin.

Dodaje, że te zamiary rosyjskiego dowództwa musiały być oczywiste dla Ukraińców, którzy ewidentnie nie czują się skazani na porażkę. - Planują bronić się, używając silnych fortyfikacji polowych, zarówno starych jak i nowych, na których budowę nasze wojsko dało im dużo czasu. Postawili je na oczywistych trasach rosyjskich natarć, bo aby je przewidzieć, wystarczy spojrzeć na mapę - pisze Rosjanin.

 - Pozostaje kluczowe pytanie. Czy przewaga naszego wojska w lotnictwie i ciężkim uzbrojeniu wystarczy do zapewnienia zwycięstwa nad przygotowanym do obrony, znającym nasze zamiary i mającym wysokie morale przeciwnikiem? Niekoniecznie - stwierdza Girkin.

Ukraiński czołg T-64 w rejonie Kijowa na początku kwietniaUkraina to nie jest wojna partyzantów uzbrojonych w rakiety

Za mało sił na zamiary

Zdaniem rosyjskiego nacjonalisty przewaga w artylerii i lotnictwie po stronie Rosji jest złudna. Samoloty bojowe nie mogą skutecznie wspierać oddziałów lądowych, ponieważ Ukraińcy mają w Donbasie "liczne" i różne systemy przeciwlotnicze. Wobec tego ich efektywność jest ograniczona. - Natomiast jeśli chodzi o artylerię, to Ukraińcy mają tak naprawdę przewagę, w tym jeśli chodzi o rozpoznanie przy pomocy dronów. Mają świetne uzbrojenie i wybitnie przeszkolonych ludzi - stwierdza Rosjanin. Przewaga w ciężkich pojazdach opancerzonych ma być też względna, bo broniący się na umocnionych pozycjach Ukraińcy mogą je skutecznie zwalczać, dysponując "ogromnymi" ilościami różnych systemów przeciwpancernych.

- W warunkach, w których nasze siły będą musiały raz po razie szturmować obszary zabudowane, kluczowa staje się kwestia odpowiedniej ilości zwykłej piechoty. I w tej kwestii ani wojsko rosyjskie, ani siły separatystów, niestety nie mają istotnej przewagi - pisze Rosjanin.

Girkin koncentruje się następnie na podkreślaniu, że Rosja nie skierowała do walki wystarczająco dużych sił. Jego zdaniem, nawet gdyby udało się teraz szybko przełamać w jakimś miejscu ukraińskie pozycje i zacząć szeroko zakrojony manewr zamykania Donbasu w okrążeniu, to nie byłoby dość sił, aby to okrążenie skutecznie utrzymać. Ukraińcy będą w stanie kontratakować i nawet próbować odcinać rosyjskie oddziały próbujące zamknąć okrążenie. Tak jak to miało miejsce w rejonie Kijowa miesiąc temu. Wobec tego jego zdaniem nie będzie próby jakiegoś wielkiego okrążania Donbasu, tylko mniej ambitne uderzenia w jego obrębie, obliczone na zajęcie centrum ukraińskiego oporu w miastach Kramatorsk i Sławiańsk. Tylko będzie to oznaczało konieczność zajęcia szeregu miejscowości i silnie ufortyfikowanych obszarów, które Ukraińcy mogli przez lata przygotowywać "podczas gdy nasi genialni politycy marnowali czas na dyplomację".

Czym kończy się atakowanie tych pozycji widać od początku wojny. - Bardzo powolne postępy za cenę ogromnych strat, zwłaszcza piechoty, albo wręcz zerowe postępy i ogromne straty - pisze Girkin.

Ukraiński posterunek w rejonie Kijowa. W tle płonące zbiorniki z paliwemPolitycy nie uciekli. To ogromnie zaskoczyło Ukraińców

Potrzebna mobilizacja

Zdaniem Rosjanina prowadzenie takiej wojny odpowiada Ukraińcom, ponieważ oznacza bardzo korzystną dla nich relację strat po obu stronach. Po czym przechodzi do istoty swojego wywodu: Ukraińcy od prawie dwóch miesięcy prowadzą szeroko zakrojoną mobilizację, szkolą nowe oddziały i uzbrajają je przy pomocy Zachodu. Dzięki temu mogą jego zdaniem efektywnie uzupełniać straty na froncie, a w perspektywie 2-3 miesięcy będą mogli wystawić zupełnie nowe, znaczne siły. - I co zrobi nasze genialne dowództwo, kiedy Ukraińcy zgromadzą za kilka miesięcy te oddziały na granicy w rejonie Kurska i Bełgorodu (rosyjskie miasta blisko wschodniej granicy Ukrainy - red.)? Jak będzie chciało je odeprzeć, jeśli przeciwnik zdecyduje się przejść do ofensywy? Policją? Alko-kozakami (ironiczna uwaga pod adresem paramilitarnych organizacji Kozaków, znanych z pijaństwa i brutalności - red.)? Obroną terytorialną, której nikt nie zaczął jeszcze tworzyć? - pisze sarkastycznie Rosjanin.

Rosja żadnej realnej mobilizacji nie prowadzi, bo przecież to nie jest wojna, tylko tak zwana operacja specjalna. - Rekrutujemy ludzi do organizacji najemniczych i zachęcamy do podpisywania kontraktów na służbę zawodową, i to by było na tyle. Zasoby republik separatystycznych są już całkowicie wyczerpane. Kogo jeszcze uda się złapać (w Doniecku i Ługańsku separatyści prowadzą przymusowy pobór - red.), to w najlepszym wypadku uzupełni już poniesione straty. Załóżmy, że dzięki najemnikom uda się wystawić 10, no nawet 20, batalionów. I co z tego? Tyle to będzie potrzebne do uzupełnienia ciężkich strat po atakach na umocnionych Ukraińców - pisze Girkin.

Podsumowując swój wywód, były oficer FSB wyraźnie daje do zrozumienia, czego by chciał i jakie ma poglądy. - Bez przynajmniej częściowej mobilizacji w Rosji będzie niemożliwe przeprowadzenie poważnej ofensywy w tak zwanej "ukrainie" Niemożliwe i skrajnie groźne. Musimy się przygotować na długą i trudną wojnę, która będzie wymagała wszystkich naszych sił, które teraz bezsensownie marnujemy. Chciałbym się mylić, jednak bufonada, z jaką ci hedoniści, którzy już tyle razy podkulili ogony, te kłamliwe gaduły, te zera, prezentują tę operację, nie daje mi optymizmu. Nie wyciągnięto ŻADNYCH wniosków z porażek pierwszych dwóch miesięcy - podsumowuje Girkin.

O tym, że Rosja nie będzie w stanie doprowadzić wojny w Ukrainie do zdecydowanego rozwiązania po swojej myśli bez mobilizacji, pisaliśmy już w marcu. Podobnie uważa wielu zachodnich ekspertów. Z powodów politycznych i z powodu skrajnie groźnego niedoceniania Ukraińców oraz Zachodu, Rosja zaatakowała zbyt małymi siłami, bez rezerw, według gruntownie złych planów i bez przygotowanych rozwiązań alternatywnych. Teraz jej wojsko zawodowe ponosi ciężkie straty, a z powodów politycznych Kreml nie podejmuje zdecydowanych kroków zaradczych. Nie oznacza to, że kiedyś nie spróbuje ich podjąć i krytyka w wydaniu Girkina najpewniej ma na celu pomóc to zrobić. Czy Rosja w praktyce będzie w stanie przeprowadzić mobilizację i wygrać, to już inna kwestia, bo wcale nie jest to takie pewne.

Zobacz wideo
Więcej o: