Chodzi o Igora Girkina vel Striełkowa. Najlepiej znanego jako dowódcę pseudoseparatystów, którzy wszczęli wojnę w Donbasie w 2014 roku, choć byli faktycznie głównie oficerami rosyjskich służb i najemnikami na ich usługach. Jego kariera jest jednak znacznie dłuższa i obfitująca w zagadki. Podstawowa jest taka, dlaczego właściwie jeszcze żyje.
- Wielu jego kolegom przytrafiły się już różne zagadkowe i śmiertelne wypadki. Czyli po prostu zostali zlikwidowani przez rosyjskie służby jako osoby niewygodne. On jednak z jakiegoś powodu nie tylko żyje, ale jeszcze bardzo otwarcie i bardzo krytycznie recenzuje politykę Kremla wobec Ukrainy - mówi Gazeta.pl dr Dariusz Materniak, redaktor naczelny portalu pol-ukr.net.
Girkin cieszy się w Rosji sporą popularnością i zaufaniem. Jego wpisy na Telegramie czytują setki tysięcy osób. Regularnie pojawia się w telewizji i występuje jako ekspert w programach internetowych. Równie regularnie krytykuje politykę władz. Jest neoimperialistą, który chciałby Rosji wielkiej jak z okresu caratu, która wchłonęłaby między innymi Ukrainę. Po odegraniu roli separatysty próbował nawet z kolegami sił w polityce, ale Kreml przywłaszczył sobie ideologię neoimperialną i sam Girkin oraz podobnie mu myślący zostali zepchnięci na margines. Z tego powodu żywi do obecnej władzy urazę. Dodatkowo za fakt, że został zmuszony do wycofania się z dowodzenia separatystami latem 2014 roku, kiedy wobec niepowodzeń w walkach z Ukrainą jego wizja tego co należy zrobić, stała się odmienna do tego, co chciał zrobić Kreml. On wolałby zdecydowanego wkroczenia rosyjskiego wojska i "rozwiązania kwestii ukraińskiej", Kreml wolał wówczas półśrodki. Do dzisiaj Girkin krytykuje jego zdaniem zbyt niezdecydowane działania wobec Ukrainy.
- Moim zdaniem powody, dla których on nadal żyje i może wygłaszać tę krytykę, są dwa. Po pierwsze to popularność i spore zaufanie, jakim cieszy się wśród Rosjan. Jednak to samo by nie wystarczyło. Znacznie ważniejszym osobom w Rosji przytrafiały się śmiertelne "wypadki". On musi mieć silną kryszę (red. - z rosyjskiego dosłownie dach, w przenośni ochronę) ze strony kogoś w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Innego wytłumaczenia nie widzę - mówi dr Materniak.
Być może jest wykorzystywany przez starych kolegów (sam najpewniej wiele lat służył w FSB i doszedł do stopnia pułkownika), jako narzędzie wyrażania opinii, których oni sami nie mogą wprost przedstawić bez narażania się na koniec kariery. W środę Girkin zamieścił na swoim kanale na Telegramie serię długich wpisów, w której zrecenzował nową ofensywę rosyjską w Donbasie. W skrócie ma ona jego zdaniem sporą szansę na zakończenie się krwawą porażką.
- Obiecałem koledze, który wrócił z frontu na reorganizację, że spiszę swoje pesymistyczne przemyślenia, bo może ktoś uzna to za użyteczne. Osobiście nie wierzę, aby ktoś z osób podejmujących decyzję wziął to pod uwagę, ale obiecałem, więc oto co uważam - napisał Girkin.
Po pierwsze Rosjanin podkreśla, że po wycofaniu (podkreślając, że to nie było nic innego) się z północy Ukrainy, rosyjskie wojsko ewidentnie chce skupić wszystkie dostępne siły w Donbasie. Stworzyć z nich 2-3 grupy uderzeniowe i przy silnym wsparciu artylerii oraz lotnictwa, przełamać ukraińską obronę i zniszczyć wrogie wojsko w jednej decydującej bitwie. - Z jakiegoś powodu nadal nie doceniając wojska przeciwnika - stwierdza Girkin.
Dodaje, że te zamiary rosyjskiego dowództwa musiały być oczywiste dla Ukraińców, którzy ewidentnie nie czują się skazani na porażkę. - Planują bronić się, używając silnych fortyfikacji polowych, zarówno starych jak i nowych, na których budowę nasze wojsko dało im dużo czasu. Postawili je na oczywistych trasach rosyjskich natarć, bo aby je przewidzieć, wystarczy spojrzeć na mapę - pisze Rosjanin.
- Pozostaje kluczowe pytanie. Czy przewaga naszego wojska w lotnictwie i ciężkim uzbrojeniu wystarczy do zapewnienia zwycięstwa nad przygotowanym do obrony, znającym nasze zamiary i mającym wysokie morale przeciwnikiem? Niekoniecznie - stwierdza Girkin.
Zdaniem rosyjskiego nacjonalisty przewaga w artylerii i lotnictwie po stronie Rosji jest złudna. Samoloty bojowe nie mogą skutecznie wspierać oddziałów lądowych, ponieważ Ukraińcy mają w Donbasie "liczne" i różne systemy przeciwlotnicze. Wobec tego ich efektywność jest ograniczona. - Natomiast jeśli chodzi o artylerię, to Ukraińcy mają tak naprawdę przewagę, w tym jeśli chodzi o rozpoznanie przy pomocy dronów. Mają świetne uzbrojenie i wybitnie przeszkolonych ludzi - stwierdza Rosjanin. Przewaga w ciężkich pojazdach opancerzonych ma być też względna, bo broniący się na umocnionych pozycjach Ukraińcy mogą je skutecznie zwalczać, dysponując "ogromnymi" ilościami różnych systemów przeciwpancernych.
- W warunkach, w których nasze siły będą musiały raz po razie szturmować obszary zabudowane, kluczowa staje się kwestia odpowiedniej ilości zwykłej piechoty. I w tej kwestii ani wojsko rosyjskie, ani siły separatystów, niestety nie mają istotnej przewagi - pisze Rosjanin.
Girkin koncentruje się następnie na podkreślaniu, że Rosja nie skierowała do walki wystarczająco dużych sił. Jego zdaniem, nawet gdyby udało się teraz szybko przełamać w jakimś miejscu ukraińskie pozycje i zacząć szeroko zakrojony manewr zamykania Donbasu w okrążeniu, to nie byłoby dość sił, aby to okrążenie skutecznie utrzymać. Ukraińcy będą w stanie kontratakować i nawet próbować odcinać rosyjskie oddziały próbujące zamknąć okrążenie. Tak jak to miało miejsce w rejonie Kijowa miesiąc temu. Wobec tego jego zdaniem nie będzie próby jakiegoś wielkiego okrążania Donbasu, tylko mniej ambitne uderzenia w jego obrębie, obliczone na zajęcie centrum ukraińskiego oporu w miastach Kramatorsk i Sławiańsk. Tylko będzie to oznaczało konieczność zajęcia szeregu miejscowości i silnie ufortyfikowanych obszarów, które Ukraińcy mogli przez lata przygotowywać "podczas gdy nasi genialni politycy marnowali czas na dyplomację".
Czym kończy się atakowanie tych pozycji widać od początku wojny. - Bardzo powolne postępy za cenę ogromnych strat, zwłaszcza piechoty, albo wręcz zerowe postępy i ogromne straty - pisze Girkin.
Zdaniem Rosjanina prowadzenie takiej wojny odpowiada Ukraińcom, ponieważ oznacza bardzo korzystną dla nich relację strat po obu stronach. Po czym przechodzi do istoty swojego wywodu: Ukraińcy od prawie dwóch miesięcy prowadzą szeroko zakrojoną mobilizację, szkolą nowe oddziały i uzbrajają je przy pomocy Zachodu. Dzięki temu mogą jego zdaniem efektywnie uzupełniać straty na froncie, a w perspektywie 2-3 miesięcy będą mogli wystawić zupełnie nowe, znaczne siły. - I co zrobi nasze genialne dowództwo, kiedy Ukraińcy zgromadzą za kilka miesięcy te oddziały na granicy w rejonie Kurska i Bełgorodu (rosyjskie miasta blisko wschodniej granicy Ukrainy - red.)? Jak będzie chciało je odeprzeć, jeśli przeciwnik zdecyduje się przejść do ofensywy? Policją? Alko-kozakami (ironiczna uwaga pod adresem paramilitarnych organizacji Kozaków, znanych z pijaństwa i brutalności - red.)? Obroną terytorialną, której nikt nie zaczął jeszcze tworzyć? - pisze sarkastycznie Rosjanin.
Rosja żadnej realnej mobilizacji nie prowadzi, bo przecież to nie jest wojna, tylko tak zwana operacja specjalna. - Rekrutujemy ludzi do organizacji najemniczych i zachęcamy do podpisywania kontraktów na służbę zawodową, i to by było na tyle. Zasoby republik separatystycznych są już całkowicie wyczerpane. Kogo jeszcze uda się złapać (w Doniecku i Ługańsku separatyści prowadzą przymusowy pobór - red.), to w najlepszym wypadku uzupełni już poniesione straty. Załóżmy, że dzięki najemnikom uda się wystawić 10, no nawet 20, batalionów. I co z tego? Tyle to będzie potrzebne do uzupełnienia ciężkich strat po atakach na umocnionych Ukraińców - pisze Girkin.
Podsumowując swój wywód, były oficer FSB wyraźnie daje do zrozumienia, czego by chciał i jakie ma poglądy. - Bez przynajmniej częściowej mobilizacji w Rosji będzie niemożliwe przeprowadzenie poważnej ofensywy w tak zwanej "ukrainie" Niemożliwe i skrajnie groźne. Musimy się przygotować na długą i trudną wojnę, która będzie wymagała wszystkich naszych sił, które teraz bezsensownie marnujemy. Chciałbym się mylić, jednak bufonada, z jaką ci hedoniści, którzy już tyle razy podkulili ogony, te kłamliwe gaduły, te zera, prezentują tę operację, nie daje mi optymizmu. Nie wyciągnięto ŻADNYCH wniosków z porażek pierwszych dwóch miesięcy - podsumowuje Girkin.
O tym, że Rosja nie będzie w stanie doprowadzić wojny w Ukrainie do zdecydowanego rozwiązania po swojej myśli bez mobilizacji, pisaliśmy już w marcu. Podobnie uważa wielu zachodnich ekspertów. Z powodów politycznych i z powodu skrajnie groźnego niedoceniania Ukraińców oraz Zachodu, Rosja zaatakowała zbyt małymi siłami, bez rezerw, według gruntownie złych planów i bez przygotowanych rozwiązań alternatywnych. Teraz jej wojsko zawodowe ponosi ciężkie straty, a z powodów politycznych Kreml nie podejmuje zdecydowanych kroków zaradczych. Nie oznacza to, że kiedyś nie spróbuje ich podjąć i krytyka w wydaniu Girkina najpewniej ma na celu pomóc to zrobić. Czy Rosja w praktyce będzie w stanie przeprowadzić mobilizację i wygrać, to już inna kwestia, bo wcale nie jest to takie pewne.