Meduza przywołuje w swoim artykule post, który Andriej Turczak, sekretarz Rady Generalnej partii Jedna Rosja, zamieścił na Telegramie. Turczak odwołuje się w nim do I wojny światowej i opisuje "niezgodę polityczną", która doprowadziła wówczas do "zniszczenia kraju i milionów ofiar" oraz wojny domowej. "W takim czasie, jak teraz, każde słowo osoby publicznej jest bronią groźniejszą niż Kalibr (rodzaj pocisku manewrującego - red.)" - napisał Turczak. Następnie zaproponował, aby zabrać "trybunów moskiewskich" do Donbasu dla "oświecenia".
Dziennikarze Meduzy zwracają uwagę, że pisząc o "moskiewskich trybunach" Turczak odnosił się do Dmitrija Pieskowa. Wcześniej polityk Jednej Rosji zacytował wypowiedź rzecznika Kremla o "znaczących stratach", która Rosja poniosła w Ukrainie.
Portal zwraca też uwagę na inną wypowiedź rzecznika Kremla. W jednym z programów telewizyjnych Pieskow mówił o Iwanie Urgancie, dziennikarzu i prezenterze telewizyjnym, który skrytykował wojnę, a następnie uciekł z Rosji. - Znam Urganta bardzo dobrze, jest wielkim patriotą - powiedział, zastrzegając, że prezenter nie powinien wygłaszać antywojennych poglądów na wizji. Dodał, że nie należy oczerniać ludzi. Wspomniał też o "jastrzębiach", według których każdy powinien myśleć tak samo.
Słowa Pieskowa skomentował inny prowojenny "jastrząb" - Ramzan Kadyrow. Szef Republiki Czeczeńskiej, jak przypomina Meduza, skrytykował wypowiedzi rzecznika Kremla jako "niewystarczająco patriotyczne".
"Byłem bardzo zaskoczony, gdy Pieskow nie skomentował nadania mi stopnia generała porucznika, rzekomo dlatego, że nie widział dekretu. Jesteśmy tu ze wszystkimi funkcjonariuszami i ochotnikami przeprowadzającymi specjalną operację dzień i noc. (…). Ale tchórz, który uciekł w momencie niestabilności, rzekomo na wakacje, a wrócił do chwili spokoju na scenie politycznej, rzekomo z wakacji, to prawdziwy patriota" - pisał Kadyrow.
Na publicznej krytyce ze strony prowojennych polityków się nie kończy. Jak podaje Meduza, powołując się na źródła w administracji, anonimowe osoby wydzwaniały do Pieskowa i groziły mu przemocą fizyczną. - Nie dzwonili ludzie wysocy rangą, jak Kadyrow czy Turczak, ale skąd dzwoniący mieli telefon? - mówi rozmówca portalu. Źródła przekonują, że na Kremlu nie było mowy o skoordynowanym ataku na rzecznika, choć nie pojawił się też żaden zakaz krytyki Pieskowa. Według rozmówców Meduzy prowojenni politycy, którzy uderzają w ostre tony, mogą liczyć na poprawę notowań wśród Rosjan, którzy w większości mają popierać wojnę. To może być też powód, dla którego Władimir Putin nie staje w obronie swojego sekretarza prasowego - prezydent Rosji sam może obawiać się spadku poparcia.
Mimo wszystko, jak podkreślają dziennikarze Meduzy, kariera Pieskowa nie jest zagrożona. Putin postrzega go jako osobę z "wewnętrznego kręgu", a nawet przyjaciela.