Po zdarzeniu przekazano, że po godzinie 23 na podmiejskim osiedlu Jarun słyszano eksplozję. Następnego dnia na miejscu zdarzenia zauważono pokaźną dziurę w ziemi i znaleziono dwa spadochrony. Burmistrz Zagrzebia Tomislav Tomasević informował wtedy, że części maszyny znaleziono w kilku miejscach. - To cud, że nikt nie zginął. To była duża maszyna - przekazał Reuters.
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Szczegółowa analiza fragmentów wykazała, że dron, który przenosił bombę lotniczą OFAB 100-120, uderzył w ziemię z powodu awarii spadochronu. Nie znaleziono na nim śladów wojskowych materiałów wybuchowych jak trotyl - przekazała w środę na konferencji prasowej w Zagrzebiu Ivana Bacic, ekspertka do spraw ładunków wybuchowych.
Ivana Bacic poinformowała również, że "bomba została naładowana niekonwencjonalnym organicznym prochem, który ulotnił się po zderzeniu" - co uniemożliwiło jego identyfikację.
Śledczy, którzy prowadzili dochodzenie w sprawie eksplozji w Zagrzebiu, poinformowali, że w wyniku zdarzenia uszkodzonych zostało 96 samochodów, które były zaparkowane w pobliżu jeziora Jarun w stolicy Chorwacji. Straty oceniono na 600 tysięcy kun - co w przeliczeniu daje sumę ponad 86 tysięcy dolarów. Jak informuje agencja Reuters, nie ujawniono, kto wysłał drona i jaki był cel jego lotu. Dochodzenie w tej sprawie prowadzone jest jednak przez Ministerstwo Obrony.
Według ustaleń agencji, węgierskie Ministerstwo Obrony przekazało informację, że dron Tu-141 wykryto nad Ukrainą, następnie wleciał nad Węgry przez rumuńską przestrzeń powietrzną i tym sposobem przeleciał do Chorwacji. Wcześniej informowano, że jest to dron radzieckiej produkcji i może pochodzić z Krymu anektowanego przez Rosjan.