Raport sporządzony na zlecenie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie liczy ponad 100 stron. Na wstępie eksperci misji OBWE zaznaczają, że znaleźli "wyraźne prawidłowości" w łamaniu międzynarodowych praw humanitarnych przez Rosjan. Autorzy raportu wymieniają w tym kontekście ataki na infrastrukturę cywilną, m.in. szpitale, szkoły czy domy mieszkalne. Podkreślono, że gdyby Rosjanie stosowali się do zobowiązań wynikających z międzynarodowych przepisów "liczba zabitych i rannych cywilów byłaby znacznie niższa".
Misja opisała swoje ustalenia dotyczące ataku na szpital położniczy w Mariupolu 9 marca. W raporcie odrzucono twierdzenia Rosji, jakoby atak został zainscenizowany przez stronę ukraińską. Podkreślono, że zbombardowanie placówki było celowe i stanowi zbrodnię wojenną. Podobne konkluzje zawarto we fragmencie poświęconemu atakowi na Teatr Dramatyczny w Mariupolu, w którym według ukraińskich władz zginęło 300 osób.
"Misja ustaliła, że - choć konflikt dotknął całej populacji Ukrainy - szczególnie negatywny wpływ miał na osoby należące do grup szczególnie wrażliwych, jak kobiety, dzieci, osoby starsze i osoby z niepełnosprawnościami" - podkreślono w raporcie. I dalej: "Misja nie była w stanie stwierdzić, czy rosyjski atak na Ukrainę można zakwalifikować jako powszechny i systematyczny atak skierowany przeciwko ludności cywilnej. Utrzymuje jednak, że niektóre powtarzające się wzorce aktów przemocy [...], jak celowe zabijanie, porwania ludności cywilnej, w tym dziennikarzy i urzędników, mogą pasować do tej kwalifikacji".
- Raport dokumentuje katalog nieludzkich aktów popełnionych przez siły rosyjskie w Ukrainie. Obejmuje dowody bezpośredniego atakowania ludności cywilnej, ataków na placówki medyczne, gwałtów, egzekucji, grabieży i przymusowej deportacji ludności cywilnej do Rosji - skomentował dokument Michael Carpenter ambasador USA przy OBWE. Carpenter przywołał ustalenia misji OBWE, z których wynika, że Rosjanie wykorzystywali symbole Czerwonego Krzyża, białe flagi, flagi Ukrainy czy ubrania cywilne i oznaczenia samego OBWE, aby ułatwić sobie operacje militarne.
W raporcie podkreślono, że od początku konfliktu zauważalny jest "wzrost przemocy ze względu na płeć". Przywoływane są przy tym doniesienia ukraińskich władz na temat gwałtów, których dopuszczają się Rosjanie. "Do jednego ze zdarzeń doszło w miejscowości Browary pod Kijowem, gdzie pijany rosyjski żołnierz miał włamać się do prywatnego domu, zabić właściciela, a następnie kilkukrotnie zgwałcić jego żonę w obecności jej małego dziecka" - czytamy. "Pojawiają się zarzuty zbiorowych gwałtów popełnianych przez rosyjskich żołnierzy w wielu regionach Ukrainy" - napisano.
Na początku kwietnia brytyjska ambasadorka w Ukrainie Melinda Simmons, odnosząc się do Ukrainy, nazwała gwałt "narzędziem wojny". "Choć nie znamy jeszcze pełnego zakresu jej użycia w Ukrainie, jest jasne, że była częścią arsenału Rosji. Kobiety były gwałcone na oczach swoich dzieci, a dziewczynki na oczach rodzin w celowym akcie podporządkowania. Gwałt to zbrodnia wojenna" - napisała dyplomatka.
O gwałtach na wojnie w rozmowie z TOK FM mówiła reporterka Christina Lamb, autorka książki "Nasze ciała, ich pole bitwy. Co wojna robi kobietom". - Kobiety uważano za łup wojenny, a w obliczu wojny następował rozpad więzi społecznych, co wykorzystywali nabuzowani adrenaliną mężczyźni. Nie ma na razie pewności, na ile w Ukrainie mamy do czynienia z zaplanowanym działaniem, ale wiemy, że coraz częściej gwałty używane są jako systemowa broń na wojnie - powiedziała.
- Tak było w Bośni i Rwandzie w latach 90., widzieliśmy to całkiem niedawno wśród grup religijnych takich jak ISIS, którego członkowie masowo gwałcili Jazydki w Iraku, tak samo było z Boko Haram wobec Nigeryjek. W przypadku konfliktów na tle etnicznym, ofiarami przemocy seksualnej są na przykład kobiety z ludu Rohindża w Birmie - dodała.