Jak Warszawa w 1944 roku. Zbliża się koniec heroicznej obrony Mariupola

Siedzą stłoczeni w słabo oświetlonych piwnicach i nagrywają filmy, które można nazwać pożegnaniem. Zapewniają, że są wierni Ukrainie i będą walczyć do końca, ale brakuje im amunicji, wody i jedzenia. Wielu ich kolegów już nie żyje. Tak powoli gaśnie heroiczna obrona Mariupola.

Miasto liczyło przed wojną pół miliona mieszkańców. Było ostoją Ukrainy nad Morzem Azowskim. Drugim portem całego kraju. Dzisiaj to morze ruin, w którym zginęły tysiące, a może dziesiątki tysięcy cywilów. Dokładnie najpewniej nigdy się nie dowiemy. Większość mieszkańców uciekła.

Na ich nieszczęście Mariupol ma duże znaczenie strategiczne. To największe miasto na obszarze pomiędzy okupowanym przez Rosjan Krymem i kontrolowanym przez separatystów Donbasem. Węzeł komunikacyjny, przez który przebiegają drogi i linie kolejowe łączące oba te ważne dla Moskwy obszary. Miasto było więc od początku jednym z głównych celów rosyjskiego wojska na południowym teatrze działań. Ukraińcy zdawali sobie z tego sprawę i się przygotowali. Efekty widzimy. Ponad miesiąc ciężkich walk w okrążeniu, które przejdą do historii. Dla Ukraińców Mariupol to coś w rodzaju Westerplatte, ale do sześcianu. Biorąc pod uwagę skalę cierpienia cywilów i destrukcji miasta to coś bliżej Powstania Warszawskiego.

Zobacz wideo

Sposób na zwycięstwo wypróbowany w Groznym i Aleppo

W Mariupolu broni się głównie 36. Samodzielna Brygada Piechoty Morskiej, elementy 56. Brygady Zmotoryzowanej i znaczna część pułku Azow. Do tego jednostki Obrony Terytorialnej. Razem około 3-4 tysięcy ludzi. Początkowo. Miasto jest otoczone już od pierwszych dni marca. Biorąc pod uwagę ponad miesiąc ciężkich walk w okrążeniu, z jedynie ograniczoną pomocą z zewnątrz, obrońcy i tak zrobili już znacznie więcej, niż można było od nich oczekiwać. Zwłaszcza że początkowo dawano im tydzień, może dwa. Jeśli się teraz poddadzą, to nikt nie będzie miał prawa im nic zarzucić.

Nadziei na odsiecz właściwie nie ma. Pierwsze dni wojny na południu były dla ukraińskiego wojska wręcz katastrofalne. Rosjanie błyskawicznie wylali się z Krymu. Ukraińskie oddziały w wielu miejscach wydawały się być zaskoczone i poniosły ciężkie straty od ataków z powietrza. Dodatkowo Rosjanie wysadzili silny desant z morza kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Mariupola, utrudniając utrzymanie linii obronnych dalej od miasta. Już po niecałym tygodniu walk, drugiego marca, doszło do okrążenia. Początkowo mało szczelnego, ale z upływem czasu Rosjanie zacieśnili kontrolę.

Obecnie najbliższe ukraińskie oddziały znajdują się około stu kilometrów na północ w rejonie frontu biegnącego z Zaporoża do Doniecka. Ukraińcy nie podejmowali tam większych prób uderzeń od właściwie miesiąca. Po prostu nie mają tam dość dużych sił i skupiają się na blokowaniu marszu Rosjan na północ. Ci też nie mają jednak dość sił na poważną ofensywę, więc front właściwie stoi. Rosyjskie dowództwo ewidentnie postanowiło najpierw skupić się w tym rejonie na Mariupolu. Do ataku na miasto rzucono głównie 160. Dywizję Strzelców Zmotoryzowanych, piechotę morską i oddziały czeczeńskie oraz separatystów z Doniecka. Nie ma precyzyjnych informacji na ten temat, ale ich liczebność ma wynosić nawet kilkanaście tysięcy ludzi. Oznacza to, że w Mariupolu Rosjanie zgromadzili ze sztuką siły znacznie przewyższające siły obrońców, co jest konieczne podczas zdobywania miast. Efekty widać. Zamieniając Mariupol w morze ruin, napastnicy systematycznie prą naprzód.

Zobacz wideo

Trzy kotły i walk o pozostanie razem

Do dzisiaj Rosjanie zdołali podzielić strefę kontrolowaną przez Ukraińców na trzy mniejsze obszary. Atakują głównie wzdłuż głównych arterii komunikacyjnych i zajęli między innymi centrum miasta. Ukraińscy obrońcy zostali zepchnięci na teren zakładów Azowstal na wschodzie miasta, Azowmasz i zakładów stalowych Ilicza na północy, oraz rejonu portu na południu. Czyli generalnie do trzech głównych skupisk przemysłu w mieście. Wspomniane zakłady stalowe i maszynowe należą, a właściwie należały, do jednych z największych zakładów przemysłowych Ukrainy.

Orientacyjne strefy kontroli Ukraińców i Rosjan w MariupoluOrientacyjne strefy kontroli Ukraińców i Rosjan w Mariupolu Fot. militaryland.net

W nocy z 12 na 13 kwietnia pojawiły się sprzeczne doniesienia na temat losu ukraińskiego zgrupowania na północy. Tworzący je głównie żołnierze 36. brygady mieli według Rosjan poddać się w liczbie około tysiąca, na dowód czego prorosyjskie źródła pokazują serię zdjęć rzeczywiście dość dużej grupy ludzi wyglądających na ukraińskich żołnierzy.

W przeszłości Rosjanie już kilka razy donosili o poddawaniu się całych grup ukraińskich żołnierzy, ale prezentowane przez nich dowody były podważane, a Ukraińcy zaprzeczali. Teraz strona ukraińska twierdzi, że nie było żadnego masowego poddania, ale doszło do udanego przebicia się na teren zakładów Azowstal i połączenia z broniącymi się tam Azowcami. Być może prawda jest gdzieś pośrodku. Na przykład tylko część zdołała się przebić, a reszta złożyła broń.

Pewności na temat dokładnego położenia wojsk obu stron nie ma. Dla Ukraińców uniknięcie rozbicia na mniejsze okrążenia ma ogromne znaczenie. Broni się ich tylko kilka tysięcy, co jak na tak rozległe miasto jest niewielką liczbą. Skupieni na jednym obszarze mają większe szanse. Zwłaszcza że obecnie znaczna część kontrolowanych przez nich terenów to zakłady przemysłowe. Zdobycie takich obiektów na pewno nie będzie dla Rosjan łatwe, ponieważ taki teren jest jednym z najbardziej sprzyjających obrońcom. Duże otwarte przestrzenie, trudne do przekroczenia przez atakujących i liczne zakamarki oferujące schronienie dla obrońców, którzy dobrze je znają.

Zobacz wideo

Zmienić sytuację może tylko cud

Nie oznacza to jednak, że sytuacja Ukraińców jest dobra. Wręcz przeciwnie. Jest krytyczna, co sami przyznają w kolejnych nagraniach. Widać w nich z jednej strony narastającą desperację i frustrację z powodu braku zdolności ukraińskiego wojska do przełamania oblężenia, ale z drugiej strony też utrzymujące się wysokie morale i determinację do walki do końca.

Po ponad miesiącu w okrążeniu w sposób nieunikniony brakuje amunicji. Choć ewidentnie przygotowano jej duże zapasy. Brakować ma też wody pitnej i żywności. Nie ma jak dobrze zadbać o rannych. Klasyczne problemy oblężonych.

Trudno wyrokować jak długo Mariupol, a raczej ostatnie skupiska ukraińskich obrońców, będą jeszcze w stanie walczyć. Kilka dni? Tydzień?  Dwa? Rosjanie stosują swoją strategię zdobywania miast dobrze znaną z Groznego czy Aleppo. Właściwie to od II wojny światowej. Otoczyć, aby pozbawić wsparcia. Prowadzić ciężki ostrzał artyleryjski i naloty, aby zabić i ranić jak najwięcej obrońców z dystansu, oraz zdezorganizować ich obronę i zdusić morale. Potem metodycznie posuwać się naprzód przecznica po przecznicy, wysyłając piechotę wspartą ciężkim ogniem bezpośrednim przez czołgi.

Choć Rosjanie, separatyści i Czeczeni w takim boju na pewno ponoszą poważne straty, to ze względu na strategiczne oraz polityczne znaczenie miasta, będą zdeterminowani doprowadzić tę operację do końca. Niezależnie od ceny. Ukraińcy toczą bój beznadziejny, ale bardzo ważny. Swoim zdeterminowanym oporem wiążą istotne siły rosyjskie, które inaczej trafiłyby na front w rejonie Zaporoża-Doniecka i mogły tam dać agresorom lokalną przewagę konieczną do ofensywy. Nawet kiedy Mariupol padnie, to wyczerpane i przetrzebione oddziały Rosjan nie będą w stanie szybko ruszyć do ponownej walki. Dodatkowo heroiczna obrona miasta ma wymiar polityczny i budowania morale narodu ukraińskiego. Tak jak podczas wojny w latach 2014-15 obrońcy lotniska w Doniecku zostali okrzyknięci "cyborgami" i stali się legendą, tak teraz to samo może się stać z obrońcami Mariupola.

Trzeba być jednak przygotowanym na to, że miasto w końcu padnie. Tak długo, jak nie stanie się jakiś cud w postaci przerwania działań bojowych czy niespodziewanej dużej ukraińskiej kontrofensywy, to Mariupol jest skazany na kapitulację. Po "wyzwoleniu" przez Rosjan zostaną ruiny, tysiące a może dziesiątki tysięcy ofiar, oraz setki tysięcy uchodźców.

Zobacz wideo
Więcej o: