Jak poinformował na Telegramie pułk Azow, rosyjskie wojska wykorzystały nieznaną substancję trującą przeciwko ukraińskim żołnierzom i cywilom. Substancja miała zostać zrzucone z drona.
Jak donosi z kolei białoruski serwis NEXTA, ofiary ataku miały cierpieć "na niewydolność oddechową i zespół ataków przedsionkowych".
Doniesienia pułku Azow na swoim oficjalnym profilu opublikowała również Rada Miejska Mariupola, ale ukraińskie władze - póki co - nie potwierdzają doniesień o ataku substancją nieznanego pochodzenia.
Użycie substancji trującej w Mariupolu potwierdził na Twitterze Anton Gerashchenko, doradca ministra spraw wewnętrznych Ukrainy. "Rosja otwarcie przekracza wszelkie granice ludzkości" - napisał.
Otoczony przez rosyjskie wojska Mariupol broni się od 47 dni.
Jak informują źródła ukraińskie, miejscowym oddziałom armii Ukrainy udało się powstrzymać ataki wroga. Zastępca dowódcy pułku AZOW, kapitan Światosław Palamar nazwał w poniedziałek Mariupol "miastem męczennikiem".
Wojskowy zwrócił się do międzynarodowej społeczności z apelem o wsparcie i jak oświadczył, w imieniu cywilów "przekazuje światu informacje o bólu i cierpienie ludzi przebywających w oblężonym mieście".
"Nasi chirurdzy wykonują niezwykle złożone operacje w nieludzko trudnych warunkach. To tu krucha dziewczynka biegnie pod ogniem rakiet systemu Grad, żeby ratować innym ludziom życie. To tu nasze dziewczęta robią zupę z tego, co się da znaleźć, ale ona nie chce ci przejść przez gardło, bo kilka kwartałów dalej z głodu umiera dziecko, a ty nie możesz mu pomóc. To tu małym chłopakom śnią się krzyki dzieci, które spłonęły żywcem od pocisków" - mówił kapitan Palamar.
Według ostatnich doniesień władz Ukrainy, rosyjska armia koncentruje wokół Mariupola nowe siły i nie przerywa ostrzału miasta. Strona ukraińska podkreśla, że Rosjanie od 47 dni nie są w stanie przełamać obrony i ponoszą duże straty.