Oddział 64. Samodzielnej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych stacjonujący w kraju chabarowskim na Dalekim Wschodzie Rosji miał dokonać masakry ludności cywilnej w Buczy. Ukraiński dziennikarz Roman Cymbaluk przekazał, że jednostka ta w czasie wojny w Ukrainie straciła ponad 60 proc. żołnierzy i została wycofana na terytorium Białorusi. Ciężko ranny miał zostać zastępca dowódcy brygady.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Jak podaje Biełsat, w 10-tysięcznej miejscowości Kniazie-Wołkonskoje, w której bazę ma brygada, od dawna dochodziło do poważnych przestępstw. W 2014 roku miała tam miejsce seria napadów na kobiety i nastolatki, a także morderstw. Winę za to miał ponosić "mężczyzna w mundurze wojskowym". Kiedy śledczy ustalili jego dane, wojskowy się powiesił.
- Zdarzało się, że oficerowie z oddziału tracili rozum. Może to niedorzeczne, ale na pewno nagromadziły się tam siły zła - powiedziała wówczas jedna z mieszkanek. Od stycznia do maja 2014 roku w tamtejszych jednostkach wojskowych zginęło dziewięć osób: kapitan, pięciu szeregowych, dwóch młodszych sierżantów i porucznik.
Biełsat przytacza komentarze z lat późniejszych dotyczących miejscowości. "Liczba przypadków pobicia poborowych nie jest tajemnicą. [...] W czasie jesiennego poboru dwóch chłopaków z moich okolic zostało rannych, jeden został podpalony i trafił do szpitala, drugiego bito dwie doby - czy to normalne?", "Obrońcy cały rok chodzą pijani, nie biorą udziału w działaniach bojowych, dowództwo przymyka oczy, a częściej po prostu pije z podwładnymi. Potem za kasę tuszuje ich wpadki", "Dowództwo jednostki od dawna czuje się bezkarne. To jakaś epidemia 'wypadków' z trupami i kalekami" - zaznaczali mieszkańcy. Informowali oni o m.in. znęcaniu się, prześladowaniach i wymuszeniach.
Sytuacja w brygadzie nie zmieniła się jednak od tamtego czasu. Tydzień przed atakiem Rosji na Ukrainę w jednostce starszy chorąży i sierżant pobili sześciu żołnierzy - dwóch z nich trafiło do szpitala.