Najwięcej demonstrantów zebrało się w pobliżu siedziby prezydenta Rajapaksy. Funkcjonariusze próbowali pacyfikować manifestantów gazem łzawiącym oraz armatkami wodnymi. Ze strony protestujących w ruch poszły kamienie, podpalali także pojazdy należące do służb.
Wraz z wprowadzeniem stanu wyjątkowego na ulice kraju wyprowadzone zostało wojsko. Władze zapowiadają, że jednym z zadań żołnierzy będzie przywrócenie porządku oraz ochrona stacji benzynowych i sklepów.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
- W związku z zamieszkami służby zatrzymały 54 osoby. Kilka pojazdów należących do armii i policji zostało spalonych przez demonstrantów, w tym dwa autobusy, jeden policyjny jeep i kilka motocykli. 24 funkcjonariuszy policji zostało rannych, a dziewięciu przewieziono do szpitala - powiedział Ajith Rohana, rzecznik policji w rozmowie z agencją Reutera.
Sri Lanka zmaga się z brakiem wielu podstawowych produktów spożywczych, lekarstw, jak również paliwa. W dużej części kraju prąd wyłączany jest na 13 godzin dziennie. Pomoc zaoferowały Indie, które planują wysłać na Sri Lankę 40 tysięcy ton ryżu w ramach pierwszej transzy pomocy żywnościowej, a także zgodziły się udostępnić kredyt w wysokości 1 miliarda dolarów.
Kryzys gospodarczy na Sri Lance związany jest z poważnym spadkiem dochodów z turystyki w okresie pandemii. Zapaść pogłębiła się po rosyjskiej agresji na Ukrainę, bowiem Sri Lanka była popularnym celem wyjazdów dla turystów z obu krajów.
Ekonomiści uważają, że do kryzysu przyczyniła się również nieodpowiedzialna polityka finansowa, która doprowadziła do znacznego zadłużenia kraju i spadku rezerw finansowych o 70 procent. Kraj ma poważne problemy z opłaceniem podstawowych towarów importowanych. Rząd Sri Lanki przygotowuje się do rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w obliczu obaw o zdolność kraju do spłaty zadłużenia zagranicznego. To największy kryzys gospodarczy na Sri Lance od 1948 roku.