Gen. Roman Polko: - Kiedyś w wojsku było takie powiedzenie: nasze siły wciąż posuwają się naprzód, a nieprzyjaciel tuż tuż za nimi. Czyli: nawet gdy się ponosi porażkę na froncie, to można ją sprzedawać jako sukces.
Rosjanie muszą więc zminimalizować swoje cele. Na Kremlu już wiedzą, że Kijowa nie zdobędą, skoro nie udało im się nawet okrążyć miasta, a co dopiero mówić o wejściu do niego i prowadzeniu walki. Zdecydowanie widać, że potencjał Rosjan na to nie wystarcza.
Więcej informacji o wojnie Rosji z Ukrainą przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jakąś aktywność na północy, obok Kijowa i Czernichowa, Rosjanie na pewno chcą zachować. Jednocześnie klęskę tej ofensywy na Kijów, który planowali zdobyć w 2-3 dni, chcą przekuć w sukces propagandowy na użytek negocjacji. To jeden cel.
A drugi jest taki: hasło o ograniczeniu działań wojennych ma obniżyć czujność Ukraińców i doprowadzić do spadku poziomu ich gotowości do obrony. A wtedy być może Rosja będzie realizować jakiś manewr z wykorzystaniem efektu zaskoczenia. Służby wywiadowcze jednak wiedzą: Putin kłamał, kłamie i dalej będzie kłamał, więc nie można dać się nabrać.
Putin chce wyjść z tej wojny, bo nie ma czym prowadzić dalszego uderzenia - zwłaszcza na Kijów. Nie dlatego, że chce pokoju, ale dlatego, że dostaje baty. Nieprzypadkowo Wołodymyr Zełenski mówi, że nie chce zamrożenia konfliktu.
Rosjanie - a już na pewno nie w pełni - zwyczajnie nie mogą się wycofać z okolic Kijowa. Bo dzięki samej swojej obecności wiążą siły ukraińskie. Gdyby Rosjanie się stamtąd wycofali, to Ukraińcy mogliby przerzucić swoje wojska broniące stolicy na kierunek południowy, gdzie sytuacja jest dla nich bardzo trudna. Cały czas toczy się gra Rosjan, by oszukać Ukraińców - jeśliby Ukraińcy przerzucili siły z Kijowa na południe, to Rosjanie uderzą na Kijów.
Byłoby to trudne. Rosjanie już wiedzą, że w wojnie wywiadowczej przegrywają. Ruchy ich wojsk są obserwowane, więc mogą sobie opowiadać dowolne bzdury, a i tak dzięki wsparciu wywiadowczemu od Zachodu Ukraina oszukać wciąż się nie daje.
Te obserwowane ruchy Rosjan są zapewne realizowane po to, aby rotować część sił, uzupełnić zapasy i odtworzyć zdolność bojową oddziałów. Ale ich zasoby - tak podają źródła wywiadowcze - już będące w użyciu sięgają nawet 70 proc. tego, czym dysponują.
Właśnie nie ma już specjalnie czym. Rosjanie sięgają więc po zasoby bardziej propagandowe niż posiadające prawdziwą wartość bojową: kadyrowców i wagnerowców. Ludzie Wagnera nie przechylą szali zwycięstwa w tak wielkiej wojnie - mogą być niebezpieczni w działaniach terrorystycznych, ale biegu wojny nie zmienią. To żadni komandosi. Z kolei kadyrowców już wojska Ukrainy rozbijały.
Z pewnością jest to możliwe, choć Ukraińcom udało się wypracować całkiem niezłe mechanizmy obronne. Mają też, co bardzo ważne, silne społeczne poparcie dla obrony. Próby dywersji na pewno nie pozwalają stronie ukraińskiej złapać oddechu. Nawet jeżeliby doszło do jakiegoś formalnego rozejmu, to z pewnością Rosjanie i tak będą sięgać po prowokacje, dywersje i operacje pod fałszywą flagą. Na szczęście są w tym wyjątkowo nieskuteczni. Rosyjski Specnaz, kadyrowcy i wagnerowcy to póki co ładne nazwy, ale trudno znaleźć ich jeden znaczący sukces na froncie.
Na północy Ukraińcy przejmują inicjatywę. Miejmy nadzieję, że uda im się wykrzesać siły i środki, które pójdą z odsieczą obrońcom na froncie południowym. Aby na to nie pozwolić, Rosjanie pozostaną więc w rejonie Kijowa.
Ten front wokół Kijowa jest od początku jakby na siłę doklejony do ofensywy na południu.
Przed wojną wydawało się, że oczywistym i głównym celem ataku będzie zdobycie korytarza lądowego na Krym plus dojście aż do Odessy, przez co Rosjanie odcięliby Ukrainę od mórz Azowskiego i Czarnego. Uderzyli jednak na cały kraj, wykorzystując kiepskie położenie geograficzne Ukrainy, która jest niemal okrążona.
Gdyby Aleksandr Łukaszenko miał siły bojowe zdolne do prowadzenia wojny, to agresorzy pewnie by chcieli zamknąć Ukrainę i od zachodu. To się nie dzieje, bo armia Białorusi jest za słaba. Niemniej z pewnością Rosjanie będą robić wszystko, aby generować zagrożenia na różnych kierunkach i wiązać tym siły Ukraińców, co pozwoli siłom rosyjskim na południu konstytuować ofensywę, bo tam akurat mają dominującą przewagę. Tym bardziej że Ukraina nie ma własnej floty wojennej, więc morza Azowskie i Czarne są całkowicie opanowane przez Rosjan.
Tak niestety będzie - z pewnością mocno uderza to w stronę ukraińską. Cel Rosjan jest taki, aby poprzez mordowanie cywili, kobiet i dzieci wymusić na armii ukraińskiej i władzach Ukrainy poddawanie kolejnych miast. Jest to terroryzm państwowy. Rosjanie bombardują szpitale, szkoły, nawet jak jest napis "dzieci", to i tak zrzucą bomby, by wymusić poddanie miasta.
Odpowiedzią na terrorystyczne działania Rosji powinno być wsparcie Ukrainy poprzez dostarczanie każdej broni i amunicji. Zachód przede wszystkim musi dać Ukraińcom zdolność do zwalczania samolotów na dużych wysokościach - bo to one bezkarnie prowadza te barbarzyńskie bombardowania. Zachód musi też dać systemy obrony przed atakami rakietowymi. Do tej pory skupialiśmy się na broni krótkiego zasięgu, a potrzebny jest zasięg średni i daleki, żeby skutecznie zwalczać to, czym Rosjanie mordują cywili.
Rosjanom nie można wierzyć - w ani jedno ich słowo. Na początku rozmowy były formą nacisku, Rosjanie oczekiwali od Ukraińców kapitulacji, grożąc, że w przeciwnym razie dokonają kolejnych bombardowań. Rosjanie rozmawiali, a jednocześnie też mocno ostrzeliwali Kijów.
W tej chwili to sytuacja na froncie dyktuje, jak te rozmowy są prowadzane. Stanowisko Rosji się zmiękcza, bo nie mają czym tej wojny wygrać, więc chętnie by się z niej szybko wycofali, ale ogłaszając jakiś sukces. Zawarcie układu służyłoby im tylko temu, aby przygotować się do wznowienia działań wojennych. By zbudować nowe zdolności bojowe na przyszłą wojnę. Jest tak jak z wojnami w Czeczenii. Pierwszą wojnę czeczeńską Rosjanie przegrali. I wtedy - tak jak teraz - chcą dobrych warunków, by ich porażka nie była aż tak oczywista. Potem przygotowywali się do drugiej wojny czeczeńskiej - eliminowali wszystkie braki, by ją już wygrać.
Kluczowe teraz jest, aby Ukraina - m.in. pod presją niektórych krajów europejskich - nie doprowadziła do zgniłego kompromisu, bo on zaowocuje kolejną wojną. Stąd tak ważne są zapowiedzi prezydenta USA Joe Bidena, że konieczna jest wytrwałość i przygotowanie na dłuższą batalię. Putin marzy teraz pewnie o tym, by zamrozić wojnę, mając Donbas i zdobycze na południu Ukrainy, co ogłosiłby sukcesem. A potem chciałby pełzającej normalizacji, która pozwoli mu przygotować kolejną wojnę z Ukrainą, ale mając już silniejszą armię.